31 sierpnia 2017

Flaminis-Exorcístæ - Część IX


*

Kiedy dzwonek wyroczni zadzwonił oznajmiając, że Turniej zostaje wznowiony miała mieszane uczucia. Nie wiedziała, czy chce ponownie uczestniczyć w walkach, tym bardziej, że jej mistrza już przy niej nie było. Ona sama nie mogła opuścić terenów pustynnych, ciągle coś ją tam trzymało, więc osiadła w najbliżej założonym miasteczku. Na początku było jej trudno, ale umiejętności jakich nabyła podczas towarzyszenia swojemu mistrzowi okazały się zbawienne. Turniej przerwano na cztery długie lata i choć dla szamanów to tyle, co nic, jej ten czas dłużył się niemiłosiernie.

Tym razem na dotarcie do Dobie Village szamani dostali tydzień. Najwyraźniej rada nie spodziewała się napływu ludzi ze wszystkich stron świata. Ona też się tego nie spodziewała. Codziennie widziała przejeżdżające auta, a w nich najwyżej czworo szamanów, którzy mieli zamiar spróbować swoich sił w turnieju. Oczywiście najwięcej zamieszania sprawiła szalona, a zarazem najbardziej znana grupka szamanów. Z Yoh Asakurą na czele robili niemało hałasu, jednak ten hałas nie wydawał się być tak szczęśliwy, jak jeszcze przed czterema laty. Wszyscy wydawali się dojrzalsi, doroślejsi, mężniejsi, a jednak wciąż praktykowali dziecinne igraszki. Obserwując ich jej serce ściskało się z żalu. Nie widziała w jaki sposób pokonali jej mistrza, ale może to i lepiej? Może tak miało właśnie być? Może tak, tylko… Tylko, dlaczego wyczuwa tak przytłaczającą moc? Już kiedyś to czuła. Bała się tego strasznie, a zdenerwowanie mistrza potęgowało jej obawy. Mówił wtedy, że musi TO zniszczyć, że TO nie może istnieć! Dlaczego, więc? Dlaczego ten odór rozchodzi się po miasteczku? Dlaczego ten smród otacza tą grupkę szamanów? Dlaczego ten fetor wydobywa się z foryoku Asakury?

Nie, dlaczego ten fetor wydobywa się z duszy Asakury? Dlaczego jego dusza gnije i nikt mu nie pomaga?

Czyżby mistrz zawiódł?

Jeśli tak, to ona musi sprostać temu zadaniu. Jeśli mistrzowi się nie udało, to ona znajdzie sposób na zniszczenie tej mocy. Mistrz chciał tego dokonać sam, ale ona nie popełni tego błędu. Znajdzie sobie sprzymierzeńca, który mógłby dorównać mistrzowi!

Musi się jednak pośpieszyć, jeśli chce zdążyć. Turniej rozpocznie się za dwa dni, akurat tyle czasu zajmie jej dotarcie tam o własnych siłach. Musi zabrać wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, a w tym księgi i zioła, bez których jej mistrz nigdy nie mógł się obejść. Miała nieodparte wrażenie, że i tym razem będą bardzo potrzebne.

Musiała się tylko skupić i odnaleźć najkrótszą trasę do Dobie Village, a w międzyczasie przyjrzeć się mijającym ją szamanom. Musiała znaleźć tego, który sprosta naukom jej mistrza, albo takiego, który zostanie przez nią pochłonięty.

- „Jak się nie ma, co się lubi…” – zacytowała. Do małej, brązowej torby wrzuciła wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyła biegiem w stronę piasku na horyzoncie.

*

Feimei siedziała na atłasowej pościeli opierając się o wezgłowie łoża, które służyło jej jedynie jako ładny element wystroju wnętrza. Nie było ono niezbędne, w końcu jako upiór wcale nie musiała spać.

W dłoniach trzymała swoje drogocenne lusterko, w którym widziała odbicie tafli wody. Woda była w nieustannym ruchu, dlatego twarz młodzieńca to pojawiała się, to rozmywała sprawiając wrażenie pogrążonego w stuletnim śnie.

- Błagam, obudź się. - szepnęła. - Obudź się, mój śpiący królu.

Biała Zjawa pierwszy raz w całym swoim pozagrobowym życiu zapłakała. Zdziwiona przetarła policzki. Zaczęła odczuwać emocje.

- Obudź się, mój królu… Obudź się… - szeptała ledwo uchylając blade wargi.

*

Obserwowała szamanów przez ostatnie miesiące. Nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać. Poziom turnieju drastycznie spadł, a walki rozgrywały się na jedności ducha. Przynajmniej ona miała takie wrażenie. Po tym jak była świadkiem ogromu mocy należącej do Hao Asakury, nie potrafiła zrozumieć pychy należącej do tych słabych szamanów. Ledwo tworzyli kontrolę ducha, a pchali się po koronę króla duchów. Jedynymi utrzymującymi poziom byli X-WALS oraz wesoła gromadka. Zdecydowała się wybrać jednego z tych silnych szamanów. Najlepszym materiałem na kolejnego mistrza byłby Yoh, równie potężny jak Hao, ale równie zgniły i martwy. Przyglądała się Horokeu jednak jego uwielbienie i oddanie tylko jednemu żywiołowi było zbyt jednotorowe. Nie sprawdziłby się jako władca wszystkich żywiołów. Jej wzrok skupił się na Lysergu, który rozważny i spokojny mógłby uchodzić za wzór mistrza, ale jego nienawiść do wszystkiego, co było związane z Hao eliminowała go na wstępie. Nad Marco nawet się nie zastanawiała, on zrobiłby wszystko dla swojej pani, ale ta pani nie chciała nawet widzieć w młodszym Asakurze jakiegokolwiek zła.

Zastanawiała się i zastanawiała, aż jej dzwonek wyroczni zabrzmiał. Przekonana o tym, że ponownie zmiesza jakiegoś podrzędnego szamana z błotem odczytała wiadomość i przeliczyła się. Na jej dzwonku widniało imię i nazwisko jej przyszłego partnera w walkach. Jego kandydaturę odrzuciła na wstępie, stwierdziła, że osoba z tak silnym charakterem i żelaznymi zasadami nie będzie chciała jej nawet wysłuchać. Co prawda nie odczuła od niego jakiejkolwiek agresji, ale również nie traktował jej z życzliwością. Zawsze wiedział kiedy była w pobliżu, dlatego nie obserwowała jego treningów oraz nie wiedziała jak dużą mocą dysponuje. Zawsze miała wrażenie, że bawi się ze swoimi przeciwnikami, najpierw pozwala im na objęcie przewagi, a potem w zawoalowany sposób wygrywa z nimi. Był przebiegły i zwinny, myślał nad każdym swoim posunięciem… zachowywał się jak drapieżnik polujący na zwierzynę, a żeby ta mu nie uciekła to zamęczał ją swoimi gierkami. Urodzony, by wygrywać.

- Mistrz chciał mieć go przy sobie. Widział w nim ogromny potencjał i pragnienie. - pomyślała drapiąc się wypielęgnowanym paznokciem po policzku. - Może, przy wielkiej pomocy przodków, uda mi się go skusić wiedzą z ksiąg Mistrza…

Uśmiech wpłynął na jej usta. Przymknęła oczy i wystawiła twarz do ostatnich tego dnia promieni słońca.

*

Otaczał go spokój. Wszystkie bodźce jakie rejestrował były delikatne i człowiek miał wrażenie, że jak najbardziej są na swoim miejscu. Dźwięki i zapachy współgrały ze sobą tworząc harmonijny obraz w umyśle młodzieńca. Nie potrzebował otworzyć oczu, aby wiedzieć, że znajduje się na równej przestrzeni porośniętej wysoką trawą, z którą wiatr urządza sobie tańce. Wystarczy, że wyciągnie przed siebie rękę, a poczuje łaskotanie wywołane przez rośliny... Jednak ręka wcale się nie uniosła. Nadal spoczywała na udzie, a on nadal siedział na wygładzonym przez wodę głazie. Teraz, jednak zaczynał… budzić się? Tak, to dobre porównanie. Zaczynał budzić się z wewnętrznego snu. Nie mógł jeszcze poruszać swoim ciałem, ale miał władzę nad myślami, a powoli wracały mu zmysły. Usłyszał szum opadającej wody i poczuł wilgoć w nozdrzach, skojarzyło mu się to z zapachem powietrza tuż po burzy. Możliwe, że padało, gdy on sobie medytował. Opadające na jego ciało krople spowodowały nagły dreszcz, a przez uchylone w szoku wargi dostała się woda. Życiodajny płyn złagodził suchość gardła, co pozwoliło na moment skupić się tylko na jednej czynności. Na przełknięciu wody. I, chociaż czynność jak każda inna, tak teraz sprawiła mu naprawdę sporo problemów. Zakrztusił się i musiał wykaszleć wodę, która dostała się do płuc. Palący ból przeszył jego klatkę piersiową, ale dzięki temu odzyskał władzę nad ciałem. Pochylony do przodu z dłonią przyciśniętą do mostka zaczerpnął niespokojny oddech. Knykciami drugiej ręki przetarł twarz z nadmiaru wody i dopiero wtedy uchylił powieki. Na szczęście Budda się nad nim zlitował i przebudził się nocą. Zmrużył delikatnie oczy nadając kształtom i cieniom ostrości.

Na kamieniach otaczających jeziorko siedziała dziewczyna. Za nią odbijała się pomarańczowa łuna, więc musiała rozpalić ognisko w takim miejscu, aby blask nie zrobił mu krzywdy. Przyjrzał się jej uważnie. Opatulona była długim płaszczem z kapturem, spod którego widać było tylko jej stopy odziane w sandałki z rzemykami. W dłoniach trzymała książkę z ciemną okładką i, co jakiś czas, przesuwała palcem po fragmencie tekstu. W pewnym momencie przestała, zatrzasnęła książkę i uniosła twarz do niego. Kaptur opadł na ramiona, a krótkie loki zatańczyły dookoła twarzy nastolatki.

No tak, w końcu Opacho nie jest już małym dzieckiem.

*

Nastoletnia afrykanka uśmiechnęła się widząc zmarzniętego młodzieńca brodzącego w jej kierunku. Fioletowe włosy zostały odgarnięte na plecy, a twarz ozdobił nieczytelny, choć kalkulujący grymas.

- Witaj Opacho. - Głęboki, lekko zachrypnięty głos opuścił zdrętwiałe wargi wprawiając swojego właściciela w osłupienie. Przecież miał go o wiele wyższego…

- Witaj Dao. Muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Nie spodziewałam się fizycznej zmiany. Prędzej brałam pod uwagę możliwość twojego nawrócenia na ścieżkę różu, pluszu i tęczowych jednorożców. - zakpiła podając chłopakowi blaszany kubek z płynem w środku. - Siadaj przy ogniu. - wskazała miejsce naprzeciwko siebie.

- Naprawdę? Plusz? - zapytał zniesmaczony. - Cóż to takiego? - dodał wąchając napar w blaszaku.

- Zioła na wzmocnienie. - odpowiedziała - I serio, brałam pod uwagę plusz. W szczególności po tym, co wyczytałam z ksiąg Mistrza na temat tego oczka wodnego. - dodała wskazując palcem na jeziorko za sobą. - Mówię Ci, ciekawy wytwór Foryoku.

- Hao wiedział o tym miejscu? - zapytał szukając w pamięci wzmianki o umiejętnościach Asakury.

- Tak, możesz tego nie wiedzieć, ale tak samo jak Anna, Mistrz Hao posiadał Reishi. - sięgnęła po książkę leżącą obok - To zapiski z pierwszego turnieju, w którym mój Mistrz brał udział. Pozwolę Ci je przeczytać, ponieważ wiem, że dojedziesz do rundy finałowej i zmierzysz się w walce z Yoh Asakurą.

- Dlaczego uważasz, że będę chciał walczyć z Yoh? - zapytał czując podskórnie, że informacje z tej księgi pomogą mu w wielu aspektach.

- Dlatego, że ty też czujesz jak jego dusza się rozkłada.

C.D.N.

Nastoletnia Opacho