Witam i zapraszam na pierwsze opowiadanie na tym blogu.
Paring: Elsa i Jack
Seria: "Kraina Lodu" i "Strażnicy Marzeń"
Myśl przewodnia: "Co by było, gdyby Jack był księciem?"
„Jezioro Księżycowe”
Wirujące
płatki śniegu opadały na w pełni rozkwitnięte krzewy róż. Znajdowały się one w przypałacowych
ogrodach, tuż pod jednym z okazałych balkonów. Balkon ten należał do najstarszego
syna Królestwa Snedronningen*.
Władcy
tego małego, choć urokliwego kraju mieli, aż dwunastu synów i jedną, najmłodszą córkę.
Dziewczynka, mająca już osiem wiosen za sobą, najwięcej swojego wolnego czasu spędzała
z następcą tronu. Książe, nazywany mroźnym, był przeciwieństwem swojego tytułu. Książe
Jack Frost, jedyny mieszkaniec pałacu utożsamiający się z ludem. Jednak
psotliwy Książe
Snedronningen nie był zauważany przez mieszczan, służbę, czy swoją własną
rodzinę.
Uważany
był za osobę przeklętą.
Choć
czczony księżyc podarował Jackowi życie i odrobinę swych mocy, ludzie odwrócili
się od niego. Już nie przypominał króla Josepha, jego włosy z hebanowych stały
się białe niczym śnieg z gór oddzielających królestwo Snedronningen od
Arendelle. Oczy z bursztynowych - najcenniejszego minerału w królestwie - były
teraz w odcieniu lodu, zamrożonego jeziora. Młody
Jack mimo bycia bohaterem, stał się czarną owcą rodziny i złośliwym duszkiem
dla mieszkańców.
-
Jack? Jack?! - Z ogrodu dobiegło nawoływanie księżniczki. - Jack! Zamroziłeś
róże matki! - Młody mężczyzna wybiegł na balkon gwałtownie przechylając się
przez barierkę. Niestety widok,
który zastał wcale go nie pocieszył. Róże z różanego ogrodu królowej były oszronione.
-
Nie... - wyszeptał - To się nie dzieje naprawdę... - zasłonił twarz dłońmi oddychając głęboko.
Rozsunął palce ponownie spoglądając na ogród. - Ja pierniczę!! - krzyknął wybiegając
ze swoich pokoi. Każdy krok młodzieńca powodował oszranianie się posadzki, ścian,
gobelinów, szyb, mebli i niestety również przymarzanie podeszw obuwia, mijanych przez
niego osób, do podłoża. Odprowadzany złorzeczeniami i wyzwiskami pod swym adresem
Jack wypadł z pałacu jakby goniło go stado wilków. Pobiegł w kierunku ogrodu i złapawszy
siostrę pod pachami posadził ją sobie na biodrze. Spojrzał jeszcze raz na
kwiaty i odbiegł w kierunku wyjścia dla służby. Tylko w pobliskim lesie matka
nie będzie ich szukać.
Emma
trzymała się brata za szyję, gdy ten biegł przez ogrody, miasteczko i wybiegł
do wielkiego
boru sosnowego. To w tym lesie odbyła się tragedia, którą sprowadziła na brata królewna.
To było trzy zimy temu. Wybrali się nad jeziorko w samym centrum lasu, aby pojeździć
na łyżwach. Zwykła, okresowa zabawa ludu. Dla nich były to najgorsze chwile w życiu.
Emma wyjechała na środek jeziorka, a lód pod nią zaczął pękać. Trwoga ogarnęła królewską
parę przyglądającą się wszystkiemu z brzegu, a poddani zaczęli krzyczeć ze strachu
o życie królewny. Jedynie Jack zachował zimną krew. Wziął z lądu długi kij i podjechał
z nim w ręku do siostry zagadując ją na wszystkie możliwe sposoby. Kucnął przed
nią i jednym szybkim ruchem ręki uderzył ją kijem posyłając księżniczkę na
brzeg. Niestety
ruch był na tyle gwałtowny, że Jack upadł wprost na popękany lód. Ostatnią
rzeczą, którą zobaczył były zrozpaczone oblicza ludzi stojących na brzegu.
Lamentom i łkaniom nie było końca. Następca tronu zginął ratując swoją siostrę.
Lamentom i łkaniom nie było końca. Następca tronu zginął ratując swoją siostrę.
Emma
spojrzała na profil swojego najstarszego brata. Była pewna, że straciła go na
zawsze. Jednak
święty księżyc miał, co do tego inne plany. W przeciągu kilku chwil niebo stało
się czarne
niczym nocą, a rozświetlało je tylko srebrzyste bóstwo. Zawisł on nad
jeziorkiem, a lód
zaczął się kruszyć i unosić nad taflą wody. Przy odgłosach chlupotu i zgrzytu
tafli lodu o siebie z otchłani jeziora uniosło się ciało Jacka. Młody książę
został obsypany księżycowym pyłem i pokonał przedwczesną śmierć. Medycy
próbowali go wybudzić przez szesnaście dni, ale dopiero, gdy jego wygląd się
zmienił, Jack otworzył oczy. Od tamtej pory wrócił do pełnienia
swoich obowiązków. Jednak nie opuścił już Snedronningen, nawet nie udał się na koronację przyjaciółki z dzieciństwa. Jego życie związało się
tylko z głównym miastem.
- Chyba tutaj nie przyjdzie nas szukać. – Emma zamrugała
wyrwana z zamyślenia. Szybko
rozejrzała się po okolicy i spostrzegła, że znajdują się przy
tym felernym jeziorku. Jack poprawił sobie dziewczynkę w objęciach i bez najmniejszego
strachu ruszył po zamrażającej się pod jego stopami tafli wody. Bursztynowo oka
zesztywniała w ramionach młodzieńca, ale równocześnie z nieskrywaną fascynacją
patrzyła jak jednym ruchem dłoni jej brat zamraża całe jezioro.
- Jesteś jak królowa śniegu! – powiedziała z nieskrywanym
zachwytem. Jack spojrzał na siostrę
i z pobłażliwym uśmiecham zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie
Emmo. Ja nie dorastam do pięt prawdziwej królowej śniegu.
Emma
ponownie skupiła swój wzrok na bracie. Zawsze, kiedy wspominała o swojej ulubionej
baśniowej postaci Jack zachowywał się tak, jakby poznał ją naprawdę. Może to
jej dziecięca wyobraźnia, ale po tym, co spotkało młodzieńca, Emma zaczęła
wierzyć w rzeczy niemożliwe.
Może Jack naprawdę zna królową śniegu?
Królewicz
podszedł do zwalonego drzewa po drugiej stronie jeziora i usiadł na nim wraz z siostrą.
Z tego miejsca było widać zarówno miasteczko jak i główne wejście do pałacu.
- Jack
spójrz! Eostre** stoi przy bramie! Będziemy mieli gości? – zapytała wskazując na generała
królewskiej armii drepczącego tam i z powrotem po zwodzonym moście.
- Nic
mi o tym nie wiadomo Emmo. Ale skoro zając wielkanocny jest taki zdenerwowany,
to na to wychodzi. – odparł przyglądając się przyjacielowi. Zdziwił się dopiero,
kiedy do generała
dołączył nauczyciel królewskich potomków i drugi sekretarz w jednej osobie.
-
Jack? Dlaczego North też chodzi po moście? – dopytywała ciągnąc brata za
ponczo, które miał
narzucone na barki.
- Nie
wiem. I bardzo mi się to nie podoba. Emma, wracamy do zamku. – zerwał się z
miejsca i chwycił siostrę w ramiona. Im dłużej przyglądał się swoim
przyjaciołom, tym większe miał wrażenie, że stało się coś złego.
Tym
razem nie biegli, Jack chwycił dwumetrowy kij i z jego pomocą wybił się nad
ziemię. Bardzo
mało osób wiedziało, że oprócz zamrażania wszystkiego, co popadnie książę
potrafi również
szybować z wiatrem. W ten sposób Jack w ciągu kilku sekund znalazł się przy bramie.
-
North, Zając! Co się dzieje? – zapytał lądując na gzymsie. Zeskoczył na most i
postawił siostrę
na ziemi. – Emmo, idź proszę do rodziców.
-
Dobrze, sprawdzę, czy matka była już w ogrodzie. – zadeklarowała i odbiegła.
- Co
się stało? – zapytał ponownie. Mężczyźni spojrzeli po sobie z dość nietęgimi
minami.
-
Książe, proszę, przejdź do sali tronowej. – odparł North.
- I nie nazywaj mnie zającem! – zakrzyknął za nim generał.
Książe już go nie słyszał.
Szybkim krokiem pokonał dzielące go metry od pomieszczenia, w
którym za kilka lat będzie spędzał większość swego czasu. Stojący przed
wejściem strażnicy stanęli na baczność. Jack kiwnął im głową na powitanie i wparował do sali zamaszyście
otwierając wrota. W pomieszczeniu znajdowali się już król i królowa, ich
dziesięciu synów, pierwszy sekretarz Sandmann oraz królewska medyk Tooth. To zbiorowisko nigdy nie
wróżyło niczego dobrego. Jack spojrzał na ojca.
-
Synu, podejdź i stań u mego prawego boku. – nakazał wciąż spoglądając na
trzymany przez siebie pergamin.
-
Oczywiście, ojcze. – Młodzieniec zmrużył oczy. Sprawa wydawała się bardzo
poważna.
Podszedł
do dwóch tronów od lewej strony. Ucałował matkę w policzek oszraniając jej
skraj sukni,
na co kobieta nie zwróciła najmniejszej uwagi. Przechodząc obok ojca dostrzegł pieczęć
królestwa Arendelle.
-
Ojcze, to pismo od Elsy? – zapytał nim zdążyłby pomyśleć. Mężczyzna natychmiast
posłał synowi
surowe spojrzenie.
- To
pismo od Królowej Arendelle, Jack! – zagrzmiał – Jeśli masz zamiar zachowywać
się
jak…
-
Królu! Nie wyżywaj się na swoim następcy! To na Hansa powinieneś być zły! –
Uwagę królowi
zwrócił North, który wraz z Eostre prowadził wspomnianego dwunastego księcia Królestwa
Snedronningen.
Jack spojrzał na swojego najmłodszego brata. Wysłał go w swoim imieniu na koronację przyjaciółki.
- Hans… - wymówił imię brata, a następnie wyrwał ojcu list.
Przeleciał po nim wzrokiem wyłapując najważniejsze fakty. Właśnie tym listem królestwo
Arendelle odcinało się od Snedronningen. Ich największy sojusznik zerwał traktat przez zachowanie
Hansa. Przez zamach stanu wykonany przez Hansa.
- Hans… - powtórzył. – Czy ty wiesz, co narobiłeś? – zapytał
spoglądając na brata. Ten
jednak nie chciał przyznać się do porażki.
- Zrobiłem, to, co najlepsze! Królowa Arendelle to wiedźma!
Jest kontrolującym zimę potworem! Powinniśmy obalić ją z tronu! – wykrzykiwał
zawzięcie gestykulując. Szukał poparcia w oczach braci. Jednak wszyscy patrzyli z przejęciem
w stronę tronu.
- Hans, jesteś hipokrytą. – usłyszał z ust najstarszego
brata. – Mam rozumieć, że mnie również uważasz za potwora? Czarnoksiężnika? Po mojej
koronacji też zbuntujesz ludzi i będziesz chciał mnie zabić? – dopytywał Jack. Stał u boku
króla z niemożliwym do odczytania wyrazem twarzy. Poważny, zdegustowany i smutny.
Słowa smarkacza ugodziły go w samo serce.
Zdawał sobie sprawę, że wielu ludzi nie akceptuje tego, jaki
się stał. Nigdy nie pomyślał nawet o tym, że wśród tych ludzi będą jego najbliżsi.
- Królestwo Arendelle odcina się od nas. Słyszysz? Odcina
się! – zagrzmiał uderzając pięścią w podłokietnik tronu. Momentalnie całe
pomieszczenie pokryło się lodem i zawirował śnieg. Hans cofnął się o dwa kroki.
Jack nigdy nie tracił panowania nad sobą. Teraz był wyraźnie rozgniewany.
- Frost! Uspokój się! – Generał Zając chwycił księcia za
łokieć. – Uspokój się, Jack. – powtórzył.
Białowłosy przytaknął ruchem głowy, a kiedy generał puścił go,
stuknął swoim kijem o posadzkę przywołując zimno do siebie.
- North, Piasek, czy królowa pisze coś na temat naszego
ożenku? – zapytał sekretarzy cały czas patrząc na najmłodszego brata.
- Nie książę, w liście nie ma nawet słowa na ten temat.
- Dobrze, wyślijcie posłańca do Arendelle. Niech przekaże
królowej, że ta sprawa nie została wyjaśniona do końca i przybędę z
przeprosinami. - powiedział – Mojego brata zaś, zamknijcie w jego komnatach, niech nie wychodzi z nich do
mojego powrotu. Podczas mojej nieobecności i również, gdybym nie powrócił z
wyprawy moje obowiązki przejmie Emma, którą przygotowałem do tego zadania. Braci moich proszę o
niezamartwianie się i powrót do swych małżonek i obowiązków. Wykonać. – wydał
rozkazy i sam udał się do swych komnat. Zostawiał po sobie lodowe odciski butów, które rozprzestrzeniały chłód.
W komnacie czekała na niego siostra z gotowym do wysłania
listem. Mimo swych ośmiu wiosen, była najbardziej zorganizowaną księżniczką i przyszłą
królową.
- Jack, wiem, że jestem za młoda, aby zrozumieć to, co się
teraz dzieje, ale czy Twoja Elsa nie pamięta o traktacie? – zapytała podając bratu list do
skorygowania. Komnaty nad salą tronową dają naprawdę dobry wgląd na sprawy państwowe.
- Pamięta. – odparł składając list. Wylał na niego kilka
kropel wosku i odcisnął na nim herb ze swojego pierścienia.
- Skąd to wiesz? – dopytywała wyjmując z szafy kilka koszul
brata.
- Szron mi to powiedział. – odparł przekręcając cienką
obrączkę na swoim małym palcu.
Dziewczynka spojrzała na prawie dwudziestoletniego mężczyznę.
Stał oparty o barierkę balkonu i wpatrywał się w góry oddzielające Arendelle od
innych państw.
- Bracie? – zapytała
- Tak, malutka?
- Wrócisz tu jeszcze?
- Nie wiem, Śnieżynko, nie wiem.
~*~
- Elsa! Elsa! – krzyczała rudowłosa księżniczka Arendelle. –
Elsa!!
- Anno, ja Ciebie słyszę, nie musisz krzyczeć przez całą
bibliotekę. – odparła królowa wychylając się zza wielkiego, ciemnego regału. Miała w rękach
kilka grubych ksiąg, które miały jej pomóc w znalezieniu alternatywnego rozwiązania.
Odsyłając Hansa wilczym biletem do Snedronningen pozbawiła królestwo najlepszego
dostawcy bursztynu, z którego robiono leki dla handlarzy lodu. Królestwo miało pewien zapas
kruszcu na tak zwaną czarną godzinę, ale nie było go tyle, aby przetrwać zimę.
- Elsa! Dostałaś list ze Snedronningen! – krzyknęła machając
siostrze papierem przed nosem.
- Naprawdę? – zapytała odkładając księgi.
- Tak spójrz na pieczęć! – Rzeczywiście, na czerwonym laku
widniał herb sąsiedniego królestwa z wielką literą S w centrum. Elsa przełamała lak i
rozłożyła obszerne pismo. Widział trzy rodzaje pisma na jednej kartce pergaminu. Od
króla przeczytała najserdeczniejsze przeprosiny, od księżniczki, jak się
domyślała - następczyni tronu, prośbę o przemyślenie swej decyzji, a ostatnie kilka zdań od trzeciej osoby ścięły ją z nóg.
- Elsa?!! Co się stało?? Słabo Ci?? – Anna panikowała
klękając przed siedząca na podłodze królową. Ta jednak wydawała się jej nie słyszeć.
- … - szepnęła bardzo cichutko.
- Elsa, ja Cię nie słyszę… Powtórz głośniej.
- … przyjedzie.
- Co? Kto przyjedzie?
- Jack.
- A kto to jest?
- Mój przyszły mąż.
- Aha. ŻE CO?!?!?!?!?!?!?!!
~*~
- Książe, nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł, żebyś
jechał do nieprzychylnego nam kraju tylko ze mną i Northem! Słuchasz ty mnie w ogóle?!!
Frost!!! – gorączkował się Eostre.
- Zając daj mu już spokój. I tak zdania nie zmieni. – odparł
brodaty gryząc cukierkową laseczkę.
- Nie nazywaj mnie zającem! Nie zmienia to faktu, że powinno
nas być więcej! Ty z tym brzuchem nie obronisz księcia! A jak napastników będzie zbyt
wielu to nie poradzę sobie z nimi sam! – warczał jadąc konno tuż na swoim księciem. Nie
pojmował tej samowolki. W ogóle nie pojmował zachowania Jacka! Wybrał się w podróż do
sąsiedniego królestwa wciąż nie do końca panując nad swoja mocą. Wprost
fantastycznie! Brakuje jeszcze żeby w noc poślubną zamroził swoją małżonkę. I kto będzie za to wszystko
odpowiedzialny? On, Eostre!
- Jesteśmy na miejscu. – rozwijającą się kłótnię zatrzymała
wypowiedź księcia. U podnóża gór, które przemierzyli znajdował się piękny, pełen życia
gród. Dokładnie taki, jak Jack go zapamiętał. Zdając sobie jednak sprawę z tego, że wygląda jak
nie on, założył na głowę kaptur od swojego granatowego poncza. Poprawił rękawiczki i
skierował konia na wybrukowaną drogę prowadzącą wprost do głównej bramy. Jego towarzysze ruszyli za nim, już bez żadnych zbędnych
słów. North przestał zajadać te swoje słodycze, a Eostre wyglądał jakby nastawił swoje uszy
na odbieranie najcichszych
dźwięków. Jackowi natomiast zaschło w gardle, zwykle taki
wyszczekany, teraz nie wiedział, jak ma się przywitać ze swoją narzeczoną? Tuż
przed samą bramą wziął głęboki wdech i spojrzał na strażników tarasujących mu przejście.
- Kto i do kogo? – padła krótka komenda.
- Książe Jack Frost, Pierwszy Syn Królestwa Snedronningen z
wizytą u Królowej Arendelle Elsy Pierwszej. – powiedział odsłaniając pierścień
królewski spod rękawiczki. Straż zasalutowała i pokłoniła się.
- Proszę jechać Wasza Wysokość, Królowa Was oczekuje. –
powiedzieli i przepuścili
podróżnych.
Wędrowcy przejechali przez cały gród. Przed samym pałacem
chłopcy stajenni odebrali od nich konie, a służba zaniosła bagaże do przeznaczonych dla
gości komnat. Kamerdyner poprowadził ich do sali tronowej, w której w tym momencie
królowa przyjmowała poddanych.
~*~
Elsa i Anna siedziały na tronach przysłuchując się problemom,
którym miały obowiązek zaniechać. Większość z nich była tak błaha i nudna, że
księżniczka zaczęła przysypiać i tylko chęć spotkania narzeczonego jej siostry
powstrzymywała ją przed zaśnięciem. Właśnie Elsa tłumaczyła jakiejś kobiecie, że ilość jabłek w jej sadzie nie
ma nic wspólnego z płodnością i może spokojnie starać się z mężem o potomstwo.
Anna przewróciła oczami. Nie chciała wierzyć, że ludzie mieszkający w Arendelle są, aż tak
przesądni…
Dwuskrzydłe drzwi uchyliły się i kamerdyner wprowadził trzech
wędrowców, na których widok na twarzy Elsy zagościł przymilny uśmiech. Zakończyła
spotkanie z mieszczanką i wstała ze swojego tronu wyciągając ręce do uścisku.
- North! Eostre! Nic się nie zmieniliście! – powiedziała
przytulając się na chwilę do znanych jej mężczyzn.
- Ty, za to Elso wyrosłaś na prawdziwą piękność! Korona Twej
matki lśni, kiedy ją nosisz. – odparł na powitanie North.
- North, przykro mi, ale jesteś za stary na mojego amanta. –
Blondynka zaśmiała się grożąc mężczyźnie palcem. Wywołała tym stwierdzenie gromki śmiech. –
Kochani, gdzie Jack? –
zapytała. Mężczyźni natychmiast rozsunęli się pozwalając
stanąć narzeczonym oko w oko.
Dziewczyna spojrzała na przybysza. Nie przypominał on jej
przyjaciela. Jack zawsze biegał jak nie na boso, to przynajmniej w szatach bez rękawów.
Mężczyzna stojący przed nią miał na sobie kompletną szatę z długimi nogawkami spodni
wciśniętymi w buty z wysoką cholewą, długim rękawem koszuli, na którą miał nasunięte
rękawiczki do łokci, granatowe ponczo z kapturem, który zasłaniał całą twarz, a w dłoni
trzymał oszroniony, dwumetrowy kij.
Kobieta podeszła do przyjaciela z delikatnym uśmiechem na
ustach.
- Co ty znów kombinujesz psotniku? – zapytała delikatnie
odchylając kaptur. Mimo, że wargi młodzieńca były ułożone w uśmiech, a cała
jego postawa emanowała nonszalancją, Elsa widziała spięte mięśnie ramion i szczęki. Jack się
denerwował. Słyszała o jego wypadku i o tym, że nie wygląda tak jak wcześniej. Nie przerażało jej to,
ale napawało lękiem jej towarzysza.
Jednym szybkim ruchem zrzuciła kaptur na jego barki. Śnieżno-białe włosy rozsypały się dookoła bladej twarzy, a lodowo-błękitne oczy patrzyły z przejęciem na zszokowaną królową.
Jednym szybkim ruchem zrzuciła kaptur na jego barki. Śnieżno-białe włosy rozsypały się dookoła bladej twarzy, a lodowo-błękitne oczy patrzyły z przejęciem na zszokowaną królową.
- Jack… Wyglądasz, jak… ja. – szepnęła wpatrując się w
swojego przyszłego męża.
~*~
- Czyli, chcecie nam wmówić, że księżyc tak urządził waszego
księcia? – zapytała Anna po wysłuchaniu opowieści Northa. Siedziała ona wraz z
Kristoffem, Olafem, Northem i Eostre w bordowym saloniku, którego okna
wychodziły na lodowy ogród Elsy. Zając stał cały czas w oknie obserwując
narzeczonych spacerujących alejkami, North natomiast naświetlał Annie całą
sytuację.
- Poniekąd, naszym zdaniem uratował księcia. – odparł
sekretarz popijając gorącą czekoladę.
- To jest… - zaczął Krystoff, nie bardzo chciał wierzyć w
opowieść starca, ale doświadczenie, jakie miał po znajomości księżniczek Arendelle
mówiło mu, że to może być prawda.
- Dziwne. – dodał swoje trzy węgielki Olaf. Chmurka stworzona
przez Elsę wciąż produkowała mu nowe śnieżynki, dzięki którym mógł poruszać
się po królestwie latem.
- Wcale nie! To jest fenomenalne! Elsa i Jack są tacy sami!
Obojgu nie przeszkadza zimno! Są dla siebie stworzeni! To będzie najpiękniejszy ślub w
historii Arendelle!! – zachwycała się Anna tańcząc po całym pomieszczeniu.
- Anna nie mów mi, że już zapomniałaś, co zrobił Hans! –
zawołał Kristoff.
- Właśnie! Aneczko! – Olaf stanął na środku pomieszczenia,
wcześniej tańczył razem z Anną. – Jack jest starszym bratem Hansa!
- I co z tego? Przecież nie pozwolimy, aby Hans zniszczył
szczęście mojej siostry! Zrozumiano?!
- Tak jest, sir! – Mężczyźni w pomieszczeniu zasalutowali, a
księżniczka już rozmyślała nad doborem kwiatów i kolorem serwetek na weselnym
stole.
~*~
- Elso, naprawdę, przepraszam Cię za zachowanie mojego brata.
Wysyłając go tutaj miałem nadzieję, że… - przerwał widząc jej uniesioną dłoń.
- Jack, naprawdę, Ty nie musisz mnie przepraszać. Nigdy nie
zrobiłeś niczego, co mogłoby mnie zranić. Ponadto, dalej utrzymywałeś ze mną kontakt, mimo
zamknięcia bram. Jestem Ci bardzo wdzięczna. – powiedziała. – A pewnie gdybym
pozwoliła na ślub Annie i Hansowi to by nie było problemu… - dodała półgłosem.
- Co? Że jak? Nie mówisz poważnie! – wykrzyknął patrząc na
narzeczoną jak na przysłowiowego kosmitę.
- Mówię, oznajmili mi to tuż przed tym jak straciłam kontrolę
nad mocą. Zbyt dużo emocji jednego dnia. – westchnęła tworząc małe, śnieżne tornada. - Cieszę się, że do tego nie dopuściłam. Kristoff jest najlepszym, co mogło ją spotkać.
- Yhym, też mi się tak wydaje. Jest bardzo opiekuńczy
względem niej, a to dobry znak. Pobłogosławiłaś ich już? – zapytał gładząc dłoń królowej.
Mimo, że przechadzali się tak już ponad godzinę, trzymając
się pod mankiet to nie byli zmęczeni, ani tym bardziej nie nagadali się jeszcze. Mieli zbyt
długą przerwę, aby od tak powiedzieć sobie „dokończymy jutro”.
- Oficjalnie? Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu. –
zaśmiała się splatając palce z palcami Jacka. – Och! Wciąż masz pierścionek ode mnie!
- Ah! Mówisz o tym sreberku? – zapytał pokazując swoją prawą
dłoń. – Mam, mam i nie chce zejść, bo za grube palce już mam. – zaśmiał się
poruszając pierścionkiem, aby pokazać grawer śnieżynki.
- Grawer też jest widoczny. Cieszę się, że go wciąż masz.
- Elsa! Jack! Kolacja!! Ile mamy na Was jeszcze czekać?!! –
usłyszeli nawoływania księżniczki. Anna stała na balkonie prowadzącym do mniejszej
jadalni, w niej rodzina królewska przyjmowała najważniejszych i najbliższych sercu
gości. – Macie pięć sekund, albo zaczynamy bez Was!!
Jack uśmiechnął się do siebie, chwycił Elsę pod kolanami i za
plecami unosząc ją nad ziemię. Ruszył biegiem w stronę balkonu, odbił się od
ławki stojącej pod nim i pozwolił wietrzykowi zanieść się wprost na balkon obok stojącej tam
Anny.
- I jak? Załapiemy się jeszcze na kolację? – zapytał
odstawiając królową na ziemię.
- Em… Tak, macie szczęście! – powiedziała wskazując mężczyznę
palcem. – Ale ze mną też polatasz!
- Hahahaha! Dobrze, zgoda. – przytaknął przepuszczając
kobiety w drzwiach.
~*~
Niestety sielanka nie trwała długo, zaledwie następnego
wieczoru do pałacu w Arendelle przybył posłaniec z listem od królowej Cecilie. Król został
poważnie ranny w starciu z oszalałym Hansem. Tooth nie dawała władcy żadnych szans na
wyleczenie i razem z radą nakazywała księciu powrót do królestwa. Najgorsze w tym
wszystkim było to, że Hans zniknął, a dopóki ten się nie odnajdzie, dopóty księżniczka
Emma będzie zagrożona. Elsa wyprawiła Jacka najlepiej jak tylko mogła, ponadto
zaangażowała wszystkie przychylne jej państwa w poszukiwania oszalałego księcia.
Mijały dni. Miesiące. Lata.
Na dworze w Snedronningen odbył się wielki pogrzeb ze wszystkimi możliwymi honorami. Niedługo po tym królowa zrzekła się tronu i doszło do cichej koronacji Księcia Jacka Frosta, Pierwszego Syna Królestwa Snedronningen. Nowy król poszukiwał swojego brata wszędzie, gdzie się tylko dało i miał wrażenie, że zapadł się on pod ziemię. Również zbliżały się jego dwudzieste piąte urodziny, a co za tym idzie ożenek z królową Arendelle. Kiedy rozmyślał nad pomysłem połączenia królestw, który zainicjowali ich rodzice, przybył do niego posłaniec z listem.
Odbierając list z pieczęcią Arendelle mimowolnie się
uśmiechnął. To były te krótkie chwile wytchnienia i wyciszenia, których tak
bardzo potrzebował w obecnym czasie. Przełamał lakową pieczęć i zaczytał się w… podstępnym pomyśle dwóch
sprytnych sióstr.
~*~
Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Zaledwie trzy noce
wcześniej nikt by się nie spodziewał takiego napływu ludzi z Arendelle w Snedronningen,
ale królowa i król umożliwili im to tworząc lodową drogę łączącą oba królestwa.
Zwieńczeniem całej pracy stał się lodowy pałac Elsy, w którym nowożeńcy mieli
zamieszkać. Tam też zamierzali się pobrać.
- Zając, mam nadzieję, że wszystko gotowe… - zapytał król
poprawiając swój krawat.
- Oczywiście Jack. Ludzie są bezpieczni. – odparł Eostre
pilnując wejścia do komnat króla. Było bardziej niż prawdopodobne, że Hans pojawi się właśnie
tego dnia.
- Mimo wszystko… To dzień mojego ślubu i chcę, aby wszystko
poszło jak najlepiej. I aby nikt nie wyskoczył nagle z głośnym „Veto”. – zamruczał. Próby
poszły im w miarę dobrze, ale i tak się stresował. Szczególnie, że to Olaf niósł ich
obrączki…
- Nie masz się, czym stresować, kto, jak kto, ale Elsa Ci
sprzed ołtarza nie ucieknie. – zaśmiał się North przynosząc Jackowi jego
koronę.
- Dzięki, bardzo mnie pocieszyłeś… - wymruczał krzywiąc się
do swojego odbicia w lustrze.
~*~
- Elsa nie kręć się tak! Muszę ci spiąć włosy! – gderała
rudowłosa księżniczka układając włosy siostry we wdzięczny kok na karku.
- Ał!! Anna wyrywasz mi włosy! Jak mam się nie kręcić w takim
przypadku?? – zazgrzytała zębami, cieszyła się, że przy makijażu nie było
takich problemów. Za jakieś dwa kwadranse powinna być już w atrium i oczekiwać
pierwszych nut marszu weselnego, a Anna wciąż ją czesała… Jak tak dalej pójdzie to spóźni się na własny ślub!
- Anna! Kończ to! Jeszcze chwila, a spóźnimy się!
- No przecież bez ciebie nie zaczną! Ale już skończyłam.
Teraz tylko przypnę Ci welon i zakładamy koronę. – oznajmiła odkładając szczotkę. Chwilę
później Elsa wsuwała na głowę swoją koronę i krzywiła się do lustra. Była
zdenerwowana, to prawda, ale nie chciała popadać w paranoję. Wiedziała, że wszędzie są ludzie Eostre
oraz Anny. Księżniczka okazała się wyśmienitym strategiem i wzięła pod swoje skrzydła
całe wojsko Arendelle. Była wyśmienita w tym, co robiła. Teraz, współpracując z Eostre,
była pewna, że złapią Hansa.
- No dobrze, chyba już czas, abyśmy wychodziły. – powiedziała
odwracając się do Anny przodem – I jak? Może być?
- Nooo… Elsa! Jack to Ci tam padnie z wrażenia! Wyglądasz
fantastycznie! – zachwycała się klaszcząc w dłonie.
- Dziękuję.
~*~
W czasie, gdy królestwa Arendelle i Snedronningen łączyły się
przez związek małżeński swoich władców, u podnóża gór pojawił się jeden, obszarpany
jegomość. Z wykrzywioną w złości twarzą wspinał się po lodowych schodach ściskając w
dłoni zardzewiały miecz. Nie spodziewał się jednak u szczytu schodów spotkać… Olafa?
- Hej! Ty! Na tą imprezę obowiązują zaproszenia i nienaganny
ubiór! – zawołał wskazując na przybysza swoim drewnianym palcem. Ten prychnął w
odpowiedzi i kopnął w śnieżną kulę będącą nogami bałwanka.
- O! Co to, to nie paniczyku!! – zawołał przylegając górnymi
kulami do nóg swojego oprawcy. – Nie pozwolę, abyś zniszczył ślub Elsy i Jacka!
Moje gołąbeczki na to nie zasłużyły! – lamentował, gdy Hans skacząc na jednej nodze
próbował się go pozbyć. Kiedy po kilku minutach zażartych bojów Hans się oswobodził i
otrzepywał swój płaszcz ze śnieżnego puchu, Puszek postanowił wkroczyć do akcji. Chwycił
byłego monarchę za koszulę i zaniósł go wprost przed oblicze Eostre, który
zapiął mu kajdany na nadgarstkach.
- Dwunasty Książe Królestwa Snedronningen jesteś aresztowany
za zabójstwo Króla Josepha Pierwszego, próbę zabójstwa Królowej Arendelle Elsy
Pierwszej, próbę zabójstwa Księżnej Arendelle Anny, spiskowanie przeciwko
sojusznikom naszego kraju oraz za próbę zabójstwa Pierwszego Syna Królestwa
Snedronningen oraz jedynej córki Królestwa Snedronningen poprzez upozorowanie nieszczęśliwego wypadku na Jeziorze
Księżycowym. Nadszedł kres Twoich występków. – powiedział patrząc głęboko w bursztynowe
oczy. – Zabierzcie Księcia do lochów, gdzie poczeka na wykonanie procesu.
Eostre patrzył jak straż prowadzi księcia do powozu, a
następnie odjeżdża w kierunku więzienia. Odwrócił się przodem do śnieżnego pałacu za swoimi
plecami słysząc odgłos wystrzału. Zacisnął na moment oczy. Przywilej tylko dla
szlachetnie urodzonych – pistolet z jedną kulą, aby zachować resztki godności i umrzeć przed
procesem. Hans z niego skorzystał. Może to i lepiej? Król nie będzie musiał
osądzać własnego brata. Tylko jak mu przekazać, że ten już nie żyje? Może to
poczekać do następnego dnia?
Eostre przerwał swoje przemyślenia widząc młodą parę
wychodzącą z pałacu. Szczęśliwi, uśmiechnięci, z obrączkami na serdecznych palcach… Czy one
nie miały być złote?
Dlaczego są wykonane z lodu?
- Olaf?? Kto miał podać nowożeńcom obrączki? – zawołał w bok,
nie wiedział gdzie znajduje się bałwanek.
- Ja, a co? – dobiegł go głos spod nóg. Przed generałem
turlała się głowa bałwanka, a kilka metrów dalej chodziły jego nogi.
- No to się składaj i leć do nich, bo stworzyli sobie lodowe
obrączki! – powiedział przytrzymując nogi śnieżnego stworka. Ten szybko się złożył i
pognał w kierunku nowożeńców. Ci wyściskali Olafa i wymienili się prawidłowymi obrączkami.
Zaśmiewając się nad naiwnością i infantylnością bałwanka.
Generał stwierdził, że przykre wiadomości mogą poczekać do
następnego dnia.
~*~
Pięć lat później…
- Jack? Widziałeś gdzieś Annę i Kristoffa? – zapytała Elsa
wchodząc do gabinetu męża. Oboje zamieszkiwali lodowy pałac i dziwnym trafem razem z
nimi zamieszkała, chyba cała, rodzina królewska.
- Nie, Elso - odparł wyciągając swoje włosy z piąsteczki
siostrzenicy Elsy. – Emma przyniosła mi małą mówiąc, że mam większe doświadczenie niż
ona. Przypomnij mi dlaczego robimy ten bal? – zapytał podając małżonce dziecko.
- Chodź do cioci aniołeczku! – zagruchała – Ponieważ mamy
uczcić w ten sposób naszą piątą rocznicę ślubu. – dodała całując męża w
policzek.
- I nasze siostry chcą tylko i wyłącznie tego? – dopytał
opierając się biodrem o biurko.
- Jasne, że nie! To wielka szansa dla Emmy, aby spotkać
przyszłego męża. Ma już osiemnaście lat! Najwyższy czas, aby się za kimś rozejrzała.
– odparła śmiejąc się ze zmarszczonego czoła Jacka.
- Chyba jednak nie założę rękawiczek… - wymruczał zaciskając
usta w wąską linię.
- I zamrozisz potencjalnych adoratorów swojej malutkiej
siostrzyczki? – zaśmiała się szczypiąc męża w policzek. – Co to będzie jak nasza córka osiągnie
pełnoletniość?
- Zamknę ją w lodowej wieży… - odparł masując sobie policzek.
- A ona wyjdzie z niej szybciej niż zdążysz zamknąć drzwi! –
zawołała myśląc o ich rozbrykanej czterolatce.
- Ech… Tak, Kelsa jest jedynym śnieżnym potworkiem, z którym
nie możemy sobie dać rady. – przytaknął wzruszając ramionami. Mimo, że Królewna
Złączonych Królestw z wyglądu przypominała matkę, psotliwy charakter odziedziczyła
po ojcu.
- Yhym, to prawda. – przytaknęła królowa. Spojrzała przez
okno wychodzące na Snedronningen, jak zwykle o tej porze roku księżyc wisiał
nisko nad zamkiem jej teściów.
Wydawał się być ciekawskim dziadkiem zaglądającym swoim
wnukom do sypialni, sprawdzając czy nie mają koszmarów. Może to tylko gra
świateł, ale wydawało jej się, że komnaty jej męża zawsze są bardziej oświetlone jego blaskiem.
Kto wie? Może czeka ich jeszcze jakaś przygoda? A może to chodzi o ich małą psotnicę,
która upodobała sobie byłe pokoje ojca?
Kto wie? Jedno było pewne, róże babci Cecilie już nigdy miały
nie odmarznąć.
Koniec
* Snedronningen - w Danii oznacza tytuł baśni "Królowa Śniegu" Hansa Christiana Andersena.
To było niesamowite... Nie mogę dobrać słów, aby określić jakie to było wspaniale.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń