30 kwietnia 2016

Flaminis-Exorcístæ - Część V

*

Białowłosa Mei Mei po ponad tysiącu lat u Pana przyzwyczaiła się do panujących w zamku zasad. Jednak, nigdy ich nie stosowała. Uważała siebie za osobę wolną, mimo tego, że żyła w zamknięciu. Miała własne zdanie, marzenia i pragnienia zupełnie niezwiązane z Panem. Niestety Pan wciąż nie mógł przejść nad tym do porządku dziennego.

- Seiki, czego On chce? Czego tym razem chce? – zapytała podążając za brunetem. Głowę miała wysoko uniesioną, a oczy przymknięte, aby nie było widać w nich jej obaw.

- Nie wiem, Mei Mei. – odpowiedział niosąc przed sobą żelazną latarenkę z palcą się świeczką w środku. – Jednak... – dodał ciszej. – Turniej powoli się kończy...

- Może mieć plany związane z moją osobą... – szepnęła stając przed drzwiami do komnat Pana. – Zaanonsuj mnie przyjacielu.

- Oczywiście Panienko.

Seiki wsunął się przez uchylone drzwi pozostawiając dziewczynę na zewnątrz. Musiał odgonić zabiegające o względy Pana nałożnice, aby móc zaanonsować Śnieżną Panienkę.

- Mój Panie – zaczął – Śnieżna Panienka przybyła na Twoje żądanie. Czeka na audiencję. – mówił wprost do ucha Pana. Mężczyzna skierował swoje spojrzenie na szamana odzianego w granatowe kimono. Sięgnął dłonią do twarzy mężczyzny i zawinął sobie na palec ciemny pukiel, opadający na policzek młodzieńca.

- Doskonale. – mruknął – Moje drogie... – zwrócił się do kobiet siedzących dookołą niego. – Musicie mi wybaczyć, ale mam pewną ważną sprawę do załatwienia. Nasza Śnieżna Panienka nie może długo czekać. – powiedział klaszcząc w dłonie. Kobiety powinny podnieść się i opuścić złocone komnaty, jednak one nie poruszyły się. – Moje drogie... Jeśli nie odejdziecie same, kara Was nie ominie. Wyjdźcie.

Konkubiny prychnęły, założyły ręce na piersi albo porozsiadały się na poduszkach. Nie miały najmniejszego zamiaru opuszczać swojego Pana. Miały pierwszeństwo.

Mężczyzna zacisnął usta w wąską linię i ściągnął brwi w gniewie. Gwałtownym ruchem dłoni utworzył wicher, którym odrzucił kobiety pod drzwi od komnat.

- Wynoście się! Nad karą zastanowię się później. – wywarczał posyłając w ich stronę wyładowania elektryczne.

- Brawo Panie, doprawdy jesteś umiłowanym władcą tego świata. – ociekający ironią głos białowłosej w akompaniamencie powolnych lecz głośnych oklasków doskonale przekazywał jej podejście do zaistniałego zdarzenia.

- Ach! Moja kochana Śnieżna Panienka. Jak zwykle weszłaś bez pukania... – powiedział zbliżając się do dziewczyny – I co ja mam z Tobą zrobić? – wyszeptał łapiąc dziewczynę za szyję. Podniósł ją zrównując ze sobą ich spojrzenia.

- Możesz mnie odstawić. – prychnęła zakładając ręce na piersi. – Miałeś podobno do mnie jakąś sprawę.

- Oczywiście, jak zwykle przechodzisz szybko do sedna. – cmoknął zwiększając uścisk na gardle dziewczyny. Przyciągnął ją do siebie i patrząc w jej oczy powiedział – Zostaniesz żoną kolejnego Króla Szamanów.


- Martwię się... Liana nie ma już ponad godzinę... – Zielonowłosa lamentowała kolejny raz obchodząc salonik w domku drużyny „The Ren”. Martwiła się o wszystko począwszy od Liana poprzez przodków porozumiewających się z Lianem, a skończywszy znów na Lianie. Po prostu jako pełnoetatowa starsza siostra zamartwiała się o swojego malutkiego braciszka.

- Jun usiądź. Lian wróci wtedy, kiedy załatwi wszystkie swoje sprawy. – Anna nawet nie podniosła spojrzenia znad swojej robótki. Szycie uspokajało ją, a zważywszy na swój stan powinna być spokojna i opanowana jak najdłużej.

- Może masz rację... – powiedziała stając w oknie.

- Oczywiście, że mam rację. – szepnęła przewracając oczami. Miała problem z odpowiednimi wymiarami górnej części ubrania. W końcu szyła strój dla Liana, w którym ten mógłby walczyć. Już dawno spostrzegła, że złotooki ma problem ze swobodnym poruszaniem się podczas walki. Spodnie nie pozwalały na dłuższe kroki, a kamizelka changshan usztywniała sylwetkę zapobiegając gwałtownym ruchom.

- Zrobię herbaty! – Z rozmyśleń wyrwał ją nagły okrzyk fioletowookiej. Kobieta wyparowała z pomieszczenia jakby goniło ją stado rozemocjonowanych szamanów. Blondynka uniosła prawą brew w zdziwieniu. Młodej doshi pomogłoby wyciszenie pod wodami wodospadu i medytacja. Najlepsze, aby zachować równowagę.

- Proszę Anno, Twoja herbata. Zrobiłam zielonej pamiętam, że ją lubisz. – Jun produkowała się w najlepsze, kiedy Anna miała ochotę przydzwonić głową w stolik przed sobą. Jak szamani odzyskują równowagę? Medytując. Tego chciała zjawa. Chciała, aby Lian medytował! 

- Anno? Anno!!

- Och?! Co się stało? – zapytała wyrwana z zamyślenia.

- Odpłynęłaś gdzieś myślami. Pytałam, co szyjesz? – ponowiła pytanie mocząc usta w naparze z liści herbaty.

- Próbuję wykonać coś w czym Lian będzie mógł swobodnie walczyć w kolejnych rundach. Niestety na tą chwilę zamiast kamizelki mam tunikę z rozcięciami do wysokości klatki piersiowej. – odpowiedziała rozkładając materiał na stoliku. Jedwab delikatnie przesunął się po drewnie mieniąc się w świetle porannego słońca. Haft zdobiący dolną część tuniki był misterny, a wyszyty w nim kwiat lotosu przyciągał uwagę swoim złotym kolorem.

- Anno, to jest piękne! – zawołała wskazując na hafty. – Nie wieżę, że zrobiłaś to cudo w czasie, kiedy ja kręciłam się po domku bez celu. – oznajmiła kręcąc w niedowierzaniu głową.


Lubię taką pracę, więc możliwe, że dlatego poszła mi szybciej. – odparła doszywając zapięcie przy szyi. – Jednak nadal nie jestem przekonana, do tego stroju.

- Może uszyjesz Lianowi hanfu do walk? – zapytała przesuwając palcami po rękawie tuniki. – Lian całe życie chodził w hanfu i w takim stroju ćwiczył. Dopiero, gdy ojciec wysłał nas do Tokio Li-chan zaczął nosić changshan.

- Lian walczył w takim stroju? – dopytała pozostawiając guzik samemu sobie.

- Tak. W końcu nie dość, że jest arystokratą to w przyszłości zostanie Królem Szamanów. Musi umieć się prezentować w każdej sytuacji.

- Dobrze, że mi to mówisz... – stwierdziła zaglądając do skrzyni z materiałami, które przyniosły jej kukły Jun. – Lian dostanie burgundowe changshan i śliwkowe hanfu.

*

Złotooki przeglądał papiery, które przedstawił mu jego dziadek. Chang wyszukał wiele intrygujących informacji. Ponownie dowiedział się, że Królem Szamanów zawsze zostawał Asakura, czy jakie walki odbywały się w Dobie, a jakie na różnych końcach świata. Informatorzy rodziny Dao musieli być doprawdy sowicie wynagradzani za swoją pracę. Miał nawet opisy poszczególnych ataków reprezentantów poszczególnych rodzin szamańskich. Odłożył mniej ważne, w tej chwili, papiery i odwiązał wstążkę zakręconą wokół trzech pożółkłych zwojów. Przysunął sobie świeczkę uważając, aby wosk nie spłynął z podstawki na pergamin.

- Znalazłeś to czego potrzebowałeś? – Głos Changa rozniósł się po małym pomieszczeniu bez okien. Trzymane tu były najważniejsze papiery należące do rodu Dao.

- Nie do końca. – odparł Lian. – W większości potwierdziłem to, czego dowiedziałem się w Bibliotece Szamańskiej w Dobie. – westchnął przecierając oczy. – Jak Ty sobie dajesz radę przy świetle świec?

- Och! To stara szkoła Li-chan. – oznajmił zbywająco machając dłonią. – Jednak uważam, że nie powinieneś niszczyć sobie wzroku w tak młodym wieku. Oczy przydadzą Ci się w turnieju. – dodał przysiadając się do chłopaka. – Daj mi te zwoje. Ja jestem już stary i dobry wzrok nie przyda mi się w trumnie.

- Dziadku...

- Cicho. Zobaczmy... – powiedział przeszukując tekst wzrokiem. – W tym zwoju masz opisaną pokrótce historię rodu Fushimi. Jak już zapewne wiesz ród ten wywodzi się z Japonii i to z królewskiej linii. Książe Hirohito osiedlił swoją drugą żonę w Chinach na terenach sąsiadujących z naszymi dawnymi włościami. Ród nasz został zobowiązany do ochrony posiadłości od wschodniej części. – opowiadał praktycznie nie zaglądając do tekstu. Chang Dao znał na pamięć treść wszystkich ksiąg, zwojów i pergaminów znajdujących się w posiadłości. – Druga żona księcia była kobietą ze zubożałej rodziny szlacheckiej, jednak na tyle inteligentną i sprytną, że nikomu nie udało się jej zgładzić. Urodziła monarsze syna, który odziedziczył chińskie tereny. Był równie inteligentny co matka. Niestety nie można tego powiedzieć o samym księciu. Podpisał on wyrok śmierci na swoją ulubienicę, ponieważ nie przeczytał tego, co podpisywał. Nasz ród nie miał nic do gadania. Związano nam ręce jednym pismem z królewską pieczęcią. – powiedział zatapiając się na chwilę w swoich myślach.

- I zgładzono księżną? – zapytał zastanawiając się, czy dusza księżnej jest tą, która go nawiedza?

- Niestety tak. Księżna, jej syn i na końcu synowa. Och! Ona podobno była zjawiskowa.

- Co masz na myśli, dziadku?

- Została obdarowana gwiezdnym kimonem! Jej dusza po śmierci miała stanąć u boku samego Króla Duchów! – zachwycał się wskazując na drugi zwój, w którym połyskiwała pieczęć Klanu Patch. Były w nim opisane zasady jakich miała przestrzegać kobieta po śmierci. Między innymi była adnotacja, aby pielęgnowała w swym sercu wieczną miłość do niebieskiej galaretki.

- Gwiezdna konkubina? – powiedział odczytując znaki na pergaminie.

- Dokładnie Li-chan. – przytaknął otwierając ostatni zwój. – Nikt jednak nie wiedział, że kobieta urodziła dziecko. Dziewczynkę, której istnienie ukrywali ze względu na nienaturalnie białe włosy. Teraz wiemy, że mała mogła cierpieć na albinizm, jednak wtedy ludzie zrobiliby wszystko, aby złożyć ją w darze królowi. Nawet, jeśli byłaby jego wnuczką. Jej przeznaczeniem miało być zostanie nałożnicą. Jednak potomek naszego rodu oświadczył się jej. – ucichł gładząc swoją siwą, kozią bródkę.

- Oświadczył? – dopytał patrząc jak mężczyzna ładuje sobie fajkę tytoniem.

- Tak. – odparł wydmuchując dym. – Twój imiennik tysiąc lat temu oświadczył się młodej damie. Podobno próbował przerwać egzekucję Pani Shihui[limonka]. Jednak ta kazała mu chronić swoją córkę. Podobno ukrył Śnieżną dziewczynę w górach przed cesarzem i swoimi rywalami w turnieju. – westchnął pykając, co jakiś czas z fajki. – Niestety poniósł śmierć z ręki żony swojego rywala. Moim zdaniem było to tchórzostwo ze strony tego plugawca. Wysłał swoją brzemienną żonę, aby wykonała czarną robotę. Przecież wiadome było, że Lian nie skrzywdzi tej dziewczyny. Nie dość, że kobieta to jeszcze spodziewająca się dziecka. – starzec wypuścił dym nosem. – Mamy bardzo niechlubną opinię w szamańskim świecie, jednak żaden! Podkreślam to Lianie, ŻADEN mężczyzna nie skrzywdził kobiety, ani tym bardziej jej dziecka. Wpajałem to Twojemu ojcu, jednak on inaczej zinterpretował me słowa. Dlatego, Ty! Pamiętaj! Nigdy, pod żadną postacią, nie skrzywdź swej rodziny, ani żadnej innej. Pokaż tym skorumpowanym plotkarzom, że Dao nie czaple i swój honor mają!* – wykrzyczał szturchając młodzieńca w klatkę piersiową. Był zdenerwowany, a zarazem zrezygnowany. – Mój drogi wnuku, ukrywamy się już tyle czasu... Wybacz staremu dziadowi jego niechlubne zachowanie względem Ciebie, głowy naszego rodu. – Mężczyzna opadł na oparcie krzesła zasłaniając twarz zniszczonymi przez wieloletnie treningi dłońmi.

- Dziadku. – westchnął przymykając swoje złote oczy. – Nie mam czego Ci wybaczać. Wiem jak ważne dla naszej rodziny jest oczyszczenie ze wszystkich, nieprawdziwych zarzutów. Wiem również, że wszystko, co do tej pory robiliście było dla mojego i Jun dobra. Rozumiem to. Nie jestem już dzieckiem, które wykrzykuje, to co ślina mu na język przyniesie. Poznałem świat szamanów i świat ludzi. Poznałem Yoh Asakurę, potomka najbardziej krwawego rodu szamańskiego i widziałem jego śmierć.

- O czym Ty mówisz, dziecko drogie!? – zawołał wpatrując się w młodzieńca szeroko otwartymi oczami.

- Mam wrażenie, że historia zatacza koło, dziadku. Nawiedza mnie duch kobiety i nakazuje opiekę nad swą córką. – powiedział przyciągając starca do siebie. Złote źrenice spowił błękit, a Chang Dao był kolejnym światkiem okaleczenia duszy młodego szamana.


Anna siedziała już kolejną godzinę wśród materiałów, igieł i nici. Była pochłonięta zadaniem, które sobie wyznaczyła. Jednocześnie w głowie układała rozkład całego treningu, który powinien pomóc Lianowi w okiełznaniu zjawy. Dochodziło południe, a Liana jak nie było, tak nie ma. Horokeu i Choco zdążyli obudzić się, wstać i zejść coś zjeść.

- Anno? – Z pracy wyrwał ją głos niebieskowłosego. – Mogę się przysiąść? – zapytał stojąc nad dziewczyną z kupkami z herbatą i talerzem pełnym kanapek.

- Tak, przecież Ci tego nie zabronię. – odparła zbierając igły i nici z blatu niskiego stoliczka, przy którym siedziała na dużej poduszce.

Horohoro postawił tackę z naczyniami na stoliku i usiadł naprzeciw dziewczyny. Chciał wypytać, a zarazem czuł, że nie powinien się mieszać w sprawy pomiędzy Anną i Yoh. 

- Pytaj.

- Co? – wystraszył się. Całkiem zapomniał, że dziewczyna ma reishi.

- Pytaj, skoro to takie ważne. – odpowiedziała nie podnosząc wzroku. Całą swoją uwagę poświęcała wyszywanemu wzorowi.

- Właściwie... ja... um... Co się stało? – wyrzucił z siebie wpatrując się w dziewczynę.

- Sama chciałabym wiedzieć. – odpowiedziała na moment przerywając pracę nad płaszczem. – Zostałam odrzucona przez ród Asakura. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem, nawet kto zajął moje miejsce. Wiem tylko, że straciłam dom, miejsce, do którego należałam. – powiedziała odcinając ostatnią nitkę i kończąc swoją pracę. – Dzięki Lianowi mam gdzie się udać. Nie odwrócił się ode mnie, tak jak powinien. Tak, jak zrobiłby to każdy szlachcic z szamańskich rodów. Będę mu dłużna do końca moich dni. – dodała zdejmując spinkę ze swoich włosów. – Lian uczynił mnie pierwszą konkubiną, co jest dla mnie teraz szczytem marzeń. – podała spinkę niebieskowłosemu, aby ten sam poczuł bijące od niej foryoku. Moc nastawioną na ochronę.

Niebieskowłosy uchylił usta czując moc szczypiącą opuszki jego palców. Siła zaklęta w tym małym grzebyku... Jednak nastawiona na obejmowanie, a nie wptapianie się w osobę ją noszącą. Taką konfigurację stosowano tylko, gdy...

- Anno? – szepnął zszokowany. Dziewczyna posłała mu smutny uśmiech i przyłożyła palec wskazujący do swoich ust. To była tajemnica. – Rozumiem. Pamiętaj, że ja również nigdy się Ciebie nie wyprę. Jak będziesz miała dość bufonowatego krótkomajtka to wiesz gdzie możesz przyjechać! Hokkaido stoi dla Ciebie otworem! – zaśmiał się wpinając z powrotem grzebyk w blond włosy.

- „Bufonowatego krótkomajtka”? Powiększasz zwój zasób słów Usui? – komentarz Liana od razu postawił niebieskowłosego na nogi.

- Zawsze był większy niż Twój wzrost, maluszku!

- Niech no ja tylko Cię dorwę w swoje ręce Ty troglodyto! – krzyknął ruszając biegiem za wyskakującym przez okno człowiekiem śniegu. Jednak zamiast wyskoczyć za nim, zamknął okno.

- Przynajmniej teraz będzie chwila spokoju. – odparł wracając do dziewczyny.

- Pamiętaj, że Choco kręci się gdzieś tutaj. – powiedziała mocząc usta w kolejnej tego dnia herbacie. Lian, który wgryzł się w kanapkę posłał jej zirytowane spojrzenie.

- Już się obudził? Przecież nie ma jeszcze południa. – Nie patrząc na półmisek chwycił kolejną kanapkę.

- Lian, nie! – krzyknęła, ale było już za późno. Złotooki biegł już do toalety, aby wymienić się całusami z muszlą klozetową.

- Żyjesz? – zapytała wsadzając głowę do łazienki.

- Yhym... – usłyszała pomruk i zobaczyła śmiertelnie bladą twarz chłopaka pochylającego się nad sedesem. – Co to było?! – zaskrzeczał ocierając usta wierzchem dłoni.

- Myślę, że wielorybi tłuszcz. – oznajmiła, a głowa chłopaka ponownie wylądowała w muszli klozetowej. – To ja Ci może potrzymam włosy... Zanim je sobie obrzygasz... – szepnęła łapiąc fioletowe pukle na karku Liana. Zanim chłopak doszedł do siebie zdążyła spleść je w gruby i długi warkocz.

C.D.N.

* "Polacy nie gęsi, iż swój język mają" - Mikołaj Rej. - Jest to niezamierzone powiązanie, Rej mówił o ojczystym języku, a Chang o honorze.  

16 kwietnia 2016

Flaminis-Exorcístæ - Część IV


*
Wysoki brunet odziany w granatowe kimono ze srebrnym wykończeniem pospiesznie pokonywał kolejne korytarze kamiennego zamczyska. Drogę oświetlał mu księżyc zaglądający do wnętrza przez wielkie okna w stylu francuskiego gotyku. Okna spowite były szkłem i żelaznym okratowaniem.
Młodzieniec kierował się do skrzydła, które zamieszkiwały nałożnice jego Pana. Pędził do tej najmłodszej, a zarazem najczęściej próbującej uciec.

- Mei Mei? Pan Cię wzywa do siebie. Powinnaś udać się tam i to szybko. – powiedział wchodząc do maleńkiej komnaty należącej do najmłodszej nałożnicy.

Większą część pomieszczenia zajmowało łóżko z baldachimem wykonane z ciemnego, prawie bordowego drewna. Pościel na nim była w kolorze kości słoniowej, a poduszki i narzuta czerwone. Poza łóżkiem w pomieszczeniu znajdowała się malutka toaletka, również z bordowego drewna. Na niej zwykle stało stare, uszczerbione lusterko ze srebrnym obramowaniem. Teraz lusterko spoczywało w dłoniach dziewczyny. Siedziała ona bokiem do wejścia na szerokim parapecie i patrzyła przez okratowane, wielkie na całą szerokość pomieszczenia okno.

- Mei Mei! Proszę, idź do Niego! – Jego głos tym razem był bardziej stanowczy. Obawiał się, że dziewczyna zostanie skrzywdzona za swe nieposłuszeństwo. Starsze konkubiny tylko czekały, aby zniszczyć ulubienicę Pana. – Mei Mei!

- Słyszę Cię Seiki, słyszę. – odpowiedziała szeptem. Spojrzała w zwierciadło i bardzo delikatnie się uśmiechnęła. – Matka… Ona chce mi pomóc.

- Nigdy w to nie wątpiłem, Mei Mei. – odparł podchodząc do siedzącej dziewczyny. Położył dłoń na jej głowie i delikatnie przeczesał śnieżnobiałe włosy. – Jestem pewien, że teraz uda Ci się stąd wydostać.

- Chciałabym… - zaczęła, ale zamilkła wtapiając swój wzrok w zwierciadło.

- Czego byś chciała? Mei Mei?

- Męża. Męża takiego jak On. – szepnęła zatapiając się w swoich myślach.

- Jak kto? Mei Mei? Odpowiedz.

- Męża. Kogoś, jak kolejny Król Szamanów. – odpowiedziała przeszywając bruneta swoim lodowo-błękitnym spojrzeniem. – Zrobię wszystko, aby wygrał turniej i zabrał mnie z tego piekła. Wszystko.

Była już późna noc. Księżyc wyglądał zza okratowanego okna oświetlając postać młodej panienki siedzącej na szerokim parapecie. Ubrana była w piękne, błękitno - granatowe kimono z symbolem gwiazd wyszytym srebrną nicią. Jej długie, śnieżnobiałe włosy nabierały srebrnych refleksów, gdy poruszała głową. Jednak to jej lodowate, bladobłękitne oczy żarzące się nagromadzonym foryoku sprawiały, że człowiek widział w niej uosobienie wszelkiego gniewu i żalu. Opuszczona i sponiewierana przez los dusza, która teraz odzyskała nadzieję.

*

W Dobie Village nastał świt. Szamani zaczynali budzić się i przygotowywać na kolejny, pełen nowości dzień. Dziś Goldva powinna napomknąć "coś" na temat kolejnej rundy i tego na czym będzie ona polegać. Wszyscy oczekiwali tej chwili w napięciu.

Lian i Anna kierowali się do domku drużyny chłopaka. Oboje byli zmęczeni i zmarznięci. Jednak wychodzenie w nocy bez okrycia było ryzykowne. W końcu byli na pustyni, prawda?

Chłopak otworzył drzwi i puścił dziewczynę przodem. Blondynka skierowała się do kuchni, aby zaparzyć herbatę i jeszcze raz porozmawiać ze złotookim. Dobrze im się rozmawiało, ale wciąż nie wiedziała, jak zareaguje rodzina Dao na jej odpowiedź?

- Anno? – zapytał przystając w wejściu do kuchni.

- Tak?

- Przygotuję Ci posłanie w pokoju Jun, powinnaś odpocząć. – oznajmił nie czekając na odpowiedź.

- Nie przyzwyczajaj się Dao. Jeśli myślisz, że teraz będziesz mi rozkazywać to się grubo mylisz! – wysyczała zakładając ręce na piersi. Chłopak na te słowa stanął i spojrzał nad ramieniem na blondynkę.

- Na to właśnie liczę, Kyoyama. – prychnął i z krzywym uśmieszkiem ruszył na piętro domku.

Dziewczyna stała w swojej sławnej pozie, aby po chwili parsknąć śmiechem. Z pobłażliwym uśmieszkiem wróciła do przygotowywania śniadania dla lokatorów.

- CO TO MA ZNACZYĆ?!! – Krzyk chłopaka spowodował, że dziewczynie wypadł nóż z ręki. Ruszyła biegiem za głosem, nawet nie myśląc nad swoim czynem. Dopiero na piętrze stanęła nieopodal chłopaka oczekując zagrożenia. Ren zagradzał wejście do pokoju swojej starszej siostry i wyglądał na mocno wytrąconego z równowagi, aby nie podać gorszego określenia...

Anna podeszła do niego i zajrzała do pomieszczenia. To, co zobaczyła przewyższyło jej oczekiwania. Spodziewała się Horo i Choco grających z Jun w pokera na fanty w postaci ubrań. I oczywiście zobaczyła roznegliżowaną Jun, ale zamiast wspomnianych wcześniej gamoni, w pokoju stał Silva. Silva z okręconym dookoła bioder prześcieradłem. Zszokowana spojrzała na Jun, która czerwona na twarzy niczym pomidor chciała załagodzić sytuację.

- Lian, braciszku. Nic takiego się przecież nie dzieje… Mamusia i tatuś wiedzą o Silvie… Lepiej, że jestem z Silvą, a nie z duchem, prawda??! – próbowała jeszcze bardziej się czerwieniąc.

Złotooki stał z założonym rękoma na klatce piersiowej. Jego usta były ściśnięte w wąską linię, a oczy zamrażały każdego, kto w nie spojrzał. W końcu postanowił się odezwać.

- Macie minutę, a potem oboje, w pełni ubrani stawiacie się w kuchni. Mamy sporo do omówienia. – wysyczał odwracając się do kochanków plecami. – Jeśli myślisz, że to Cię ominie, to jesteś w błędzie, Silva. Znikniesz, a ja Cię znajdę i zabiję za zbałamucenie mojej siostry. Czy to jasne?!

- Tak. – odpowiedzieli chórem. Silva nie dał rady czmychnąć przed rozsierdzonym Dao. Lian zamknął drzwi do pokoju młodej doshi i podając Annie rękę wrócił z nią na parter.

*

- Siadajcie przy stole. Ile mamy na Was czekać ze śniadaniem? – zapytał, gdy ani Jun,  ani Silva nie przekroczyli progu pomieszczenia, choć warowali przy drzwiach od dobrych kilku minut.

Złotooki nie spojrzał na kochanków, nawet przez moment. Cały czas zastanawiał się jak rozegrać tą sytuację, aby obyło się bez ofiar. Stał i patrzył na budzące się do życia miasteczko.

- Lian, chcesz mleko czy herbatę? – pytanie Anny oderwało go na chwilę od podziwiania widoku. Spojrzał na dziewczynę, która w międzyczasie wzięła prysznic. Teraz była ubrana w czerwoną sukienkę w chińskim stylu, włosy związała w wysoką kitkę, a nad jej prawym uchem wpięta była złota spinka. Oznaka narzeczeństwa.

- Mleko. Poproszę mleko, Anno. – odpowiedział podchodząc do stołu i siadając naprzeciw swojej siostry.

- Proszę, Twoje mleko. – odparła stawiając przed chłopakiem jego napój. Przed Jun i Silvą postawiła czarki z wiśniową herbatą. – Zastanawiałam się, jak przyjmiesz mnie jako swoją szwagierkę Jun, a tu ja zastałam ten niespodziewany widok. Co my z tym zrobimy? – Temat podjęła Anna. Posłała jednocześnie pokrzepiający uśmiech do zielonowłosej kobiety.

- Zgadzam się z tym niespodziewanym widokiem. – dodał Lian. - Tym bardziej, że jeśli Wasz związek wyjdzie na światło dzienne to ja zostanę zdyskwalifikowany z turnieju. – westchnął obrzucając kochanków ciężkim do zinterpretowania wzrokiem.

- Nie, to…!

- Jun! Taka jest prawda! Silva jest z plemienia! To może zostać uznane jako przekupstwo, albo coś gorszego. – Lian nie pozwolił sobie przerwać. – Po pierwsze, na Wasze „spotykanie się” pozwolenie musi wydać cała Wielka Rada! Nie mówiąc już o społeczeństwie szamańskim, które zapewne macie w głębokim poważaniu! Macie chociaż pozwolenie od rady?! – zapytał patrząc z wyrzutem na sędziego. Nie chciał unieszczęśliwiać siostry, ale jeśli to samowolka Silvy… Zabije go, po prostu udusi i zakopie na pustyni.

- Tak. Dostałem je wczoraj. – odparł sędzia ściskając dłoń ukochanej.

- Co na to rodzina? – zadał kolejne pytanie.

- Nie mają żadnych zastrzeżeń, jednak nie pytaliśmy jeszcze przodków. – odparła Jun. Kiedy poczuła na sobie oskarżycielskie spojrzenie brata, skuliła się w sobie.

- Dobrze. Zapytam przodków, co o tym myślą. – powiedział przymykając oczy w geście rezygnacji.

- Dziękuję braciszku! – krzyknęła wieszając się chłopakowi na szyi.

- Jednak. – dodał odsuwając siostrę od siebie. – Ty, Jun, wprowadzisz Annę w świat żony rodu Dao. Masz to zrobić porządnie, rozumiesz?

- Oczywiście bracie. – odparła pochylając głowę przed złotookim.

- Dobrze, w takim razie, zostawiam Annę w Twoich rękach siostrzyczko. Zjedźcie śniadanie, ja w tym czasie porozumiem się z przodkami.

Lian wstał od stołu całując siostrę w czoło, był to gest symbolizujący opiekę i miłość. Uczynił tak również z bursztynowooką.

Po tym, jak głowa rodu Dao opuściła pomieszczenie, Jun zaczęła opowiadać blondynce o historii rodziny. Opowiedziała o latach świetności, sprzymierzeńcach i wrogach. Ze smutkiem wspominała o zdradzie i wygnaniu na pustkowie. Na koniec zaczęła mówić o obowiązkach żony.

- Twoim obowiązkiem będzie doglądanie rodziny. Musisz być posłuszna matce, doglądać ojca i dziadka i na pewno znajdą się dla ciebie jakieś prace domowe. Kiedy urodzisz Lianowi syna staniesz się równa jemu i będziesz mogła wybrać mu drugą żonę lub konkubinę. Myślę, że Lian nie będzie chciał w domu nałożnic. Wspominałam, że po urodzeniu dziecka możesz odmówić kontaktów seksualnych mężowi? – zapytała podkreślając wagę swych słów uniesionym palcem wskazującym. – To się wiąże z wyborem nałożnicy lub drugiej żony i tylko w naszej rodzinie! Kobiety rodu Dao mają bardzo dużo przyjaznych sobie praw. W ogóle jak będziesz dobrze żyła z Lianem to na pewno będziesz miała jeszcze więcej praw niż nasza matka. Pierwsza żona zawsze ma najlepiej! – zawołała klaszcząc w dłonie.

- Oczywiście Jun. – odparła posyłając dziewczynie uśmiech.

Anna już w tym momencie wiedziała, że urodzi dziedzica. Cieszyła się z tego, że Ran Dao nie zdąży sprawdzić jej czystości. Zanim turniej się skończy ona urodzi Lianowi pierworodnego. Cieszyła się również z tego, że ród Dao wciąż praktykował poligamię. Ona zyskała oparcie, ochronę i ojca dla swego dziecka, a Lian może jeszcze zyskać miłość. Musiała mieć tylko oczy szeroko otwarte, aby nie przeoczyć tej odpowiedniej kandydatki.

*

Lian siedział już jakiś czas w swojej sypiali próbując oczyścić umysł z wszelkich niepotrzebnych myśli. Musiał przenieść się do rodzinnej posiadłości i przejść do świątyni, aby porozmawiać z przodkami. Na tą okazję ubrał nawet kimono z płaszczem w kolorze śliwy.

- Następnym razem będę musiał wziąć ze sobą Annę. Muszę ją przedstawić… - pomyślał zapadając w trans.

Staną po środku ciemnego pomieszczenia. Ruchem ręki zapalił ustawione świece i ruszył w dół kamiennymi schodami. Pamiętał to miejsce ze swoich dziecięcych lat. Wtedy bał się duchów zamieszkujących te mury. Teraz wiedział, że są one przychylne jego osobie.

Stanął przed armią zombie stworzonych na przestrzeni wieków. Miał pełne prawo kontrolować te kukły, jednak nie uśmiechało mu się wyręczać czyimiś rękoma. Sam chciał zwyciężyć w turnieju, a tej armii użyje tylko w ostateczności.

- Duchy rodu Dao! Przybądźcie. – powiedział unosząc głos. Nie musiał długo czekać, aby sala zajaśniała od duchowej energii.

- Lianie, głowo Naszego rodu! – usłyszał głosy zebrane w jeden jednolity dźwięk.

- Witajcie moi przodkowie. Przychodzę do Was w imieniu moim i mej narzeczonej oraz w imieniu mej siostry i jej oblubieńca. – powiedział oczekując reakcji duchów.

- Słuchamy. – odparły, a w pomieszczeniu zafalowała duchowa energia.

- Oblubieńcem mej siostry jest sędzia Wielkiego Turnieju Szamańskiego – Silva potomek Wielkiego, który pięćset lat temu odrodził się w Klanie Patch. – powiedział ponownie czekając na reakcję duchów.

- Dobrze, Klan Patch jest silny. Silni będą potomkowie. – Duchy przemówiły dopiero po dłuższej chwili, ale ta odpowiedź ucieszyła młodzieńca. – Kim jest Twa wybranka, Lianie?

- Moją wybranką jest Itako. Pochodząca z Osorezan i wychowana przez Kino Asakura. Itako, która opanowała moc tysiąca osiemdziesięciu korali. Anna Kyoyama przyjęła moje oświadczyny. – oznajmił, a pomieszczenie rozbrzmiało szeptami i okrzykami zachwytu.

Tak, teraz duchy przodków w niczym mu już nie odmówią. Uśmiechając się jednym kącikiem ust ruszył w drogę powrotną. Czekało go jeszcze spotkanie z żyjącymi członkami rodu Dao, ale nie zamierzał im poświęcać więcej czasu niż to byłoby potrzebne. Musiał wrócić do Dobie i przekazać dobre wieści. Przemierzając korytarze posiadłości spotkał mentora rodu.

- Lianie, witaj moje dziecko. - zaskrzeczał zakładając ręce za plecami. Lubił uchodzić za niegroźnego staruszka.

- Witaj dziadku. Widzę, że dobrze się miewasz. – odpowiedział przystając i czekając, aż starzec zrówna się z nim.

- Jak widzisz, mój drogi. – przyznał. – Mam dla ciebie kilka informacji na temat rodu Fushimi. Napijesz się ze mną herbaty, prawda?

- Oczywiście dziadku. Mam nadzieję, że te informacje są tego warte.

- Oczywiście, że tak! Nie będę Cię przecież odciągał od narzeczonej. – odparł posyłając wnukowi wszystkowiedzące, zimne spojrzenie. – Doskonale wykorzystana sytuacja. Sam bym tego lepiej nie ugrał. Pamiętaj, że pokładamy w Tobie wielkie nadzieje. Liczę na dziedzica.

- Ja również, dziadku. Liczę na to, że urodzi się chłopiec. – powiedział zostawiając starca za sobą. Nie miał ochoty widzieć tego zadowolonego uśmieszku. Na szczęście matka nie będzie mogła rozkazywać Annie, a jeśli będzie chciała to on już ją naprostuje. Nikt nie będzie zaglądać do jego sypialni.

C.D.N.
-----------------------------------
Kilka słów od autorki ;) 

Jakby ktoś był ciekawy skąd pomysł z poligamią, to ciocia wikipedia ma nawet ciekawie opisany artykuł. Zapraszam chętnych do poczytania : "Klik"
Notki pojawiać się teraz będą raczej co dwa tygodnie, jednakże jeśli na uczelni będzie laba - to częściej :) 
Pozdrawiam~!

2 kwietnia 2016

Flaminis-Exorcístæ - Część III


Jestem pewna, że niektórzy znienawidzą mnie za tą notkę...


Głos chłopaka mimo cichego, spokojnego tonu rozniósł się po pomieszczeniu niczym odgłos gromu. Między regałami zawiał mocny wiatr przyprawiając blondynkę o niezrozumiałe dreszcze. Patrzyła z zachwytem, jak wiatr zmienia się w szybko poruszającą się mgłę, a mgła przybiera ludzkie kształty. Jeden z tych kształtów wzniósł się na wysokość balkonu, na którym się znajdowali, a następnie zawisł tuż przed Lianem.

- Bibliotekarz En-ra z roku 1566. Miło mi Panie Dao, dziś ja będę Panu dostarczał książki. Czego Pan sobie życzy? – Biała zjawa przybrała postać człowieka z maską psa na twarzy. Duch za życia musiał być jakimś wojownikiem ponieważ jego ciało nosiło przeróżne znamiona i szramy, było również dobrze zbudowane. Prawdopodobnie zmarł bardzo młodo.

- Witam Cię, En-ra. Czy mogę mieć dostęp do Spisu Rodów obdarzonych Zdolnościami Paranormalnymi? – Grzeczne przywitanie, grzeczne pytanie. Anna kodowała całą wymianę zdań w swojej głowie, tak na przyszłość.

- Oczywiście Paniczu, już ją szukam. – ukłonił się i poszybował w dół znikając w białej mgle.

- Kiedy wróci? – Dziewczyna stanęła obok młodzieńca wypatrując ducha. – Ta biblioteka jest niesamowita…

- Tak, to prawda. A odpowiadając na Twoje wcześniejsze pytanie… Wróci, gdy tylko znajdzie książkę. Usiądźmy. To może potrwać, a na stoliku jest już herbata dla nas. – powiedział rozsiadając się na fotelu i nalewając herbaty do dwóch kremowych czarek.

***

- Dobrze, na tą chwilę wiemy, że kobiety noszące granatowe kimona ze wzorem gwiazd do roku 1050 naszej ery były pretendentkami do haremu władcy. Współczuję, nie ważne jaki to był zaszczyt, ale być żoną siedemdziesięciolatka? UGH! – Anna zaprzestała zapisywania swoich spostrzeżeń na rzecz silnego wzdrygnięcia, które rozbawiło Liana.

- Niech Panna się nie wzdryga, gdyby było to praktykowane do tej pory to Panna też nosiłaby granatowe kimono. Kiedy urodziłem się w 1533 roku to historie o kobietach w gwiezdnych kimonach były uwieńczeniem marzeń każdej młodej dziewczyny w wiosce. Tak, nawet moja starsza siostra postanowiła pójść do wojska, aby tylko stać się równą Gwiezdnym Panią. – Wspomnienia mężczyzny były skarbnicą wiedzy i informacji pośrednio nakierowujących naszą parkę na dobry trop.

- Dobrze… To, wiemy jakie przeznaczenie mogła mieć ta kobieta. Jednak, czy kobieta mająca już rodzinę mogła stać się pretendentem ubiegającym się o rękę władcy? – Kolejne pytanie wypowiedziane na głos przez złotookiego wywołało poruszenie się kart w księgach.

- Och! To jest niesamowite! – Oczy dziewczyny zamigotały, a na twarzy zagościł uśmiech pełen zachwytu. Ren na tą reakcję delikatnie się uśmiechnął czytając wersy z księgi przed sobą.

- Hm… To jest ciekawe, Anno posłuchaj: „Władca dostanie wszystko, czego sobie zażyczy. Jeśli jest to dziecko, rodzice muszą mu je oddać, jeśli to jest żona mąż musi mu ją oddać, jeśli to jest majątek właściciele muszą mu go oddać, ale władca jest wspaniałomyślny i błogosławi swoich poddanych. Rzeczy należące do władcy są oznaczone jego symbolem. Symbol jest rzeczą świętą i nie podważalną. Odbieranie władcy jego rzeczy prowadzi do zguby odbierającego. Władca nie dzieli się z nikim swoimi rzeczami.” – zamilkł na chwilę, trawiąc przeczytane właśnie słowa. – En-ra, możesz przynieść mi zbiór władców z ich godłami lub pieczęciami? Jest coś takiego w bibliotece? – spytał spoglądając na zamyślonego ducha.

- Jest, oczywiście, że jest… Jednak nie mogę tu tego przynieść, jest zbyt cenne. Musicie zejść ze mną do głównej biblioteki. – powiedział zbierając wcześniej przyniesione woluminy.

- Dobrze. Zrobiłam notatki z naszych znalezisk. – Anna wachlowała się plikiem kilkunastu kartek formatu A4. Jej korale wydawały z siebie delikatnie dźwięki, świadczące o obecności silnej energii duchowej, a największy koralik z emblematem rodu Asakura mienił się w świetle świec na złoto.

- Dużo tego wypisałaś… - zauważył duch.

- No tak, każdy szczegół może być ważny. – odparła schodząc u boku Rena po krętych, kamiennych schodkach. Przeszli kilka kondygnacji w dół i na parterze ruszyli wykutym w skale korytarzem. Pochodnie oświetlające drogę nadawały miejscu mrocznego uroku, który przypadł do gustu zarówno Annie, jak i Renowi. Na końcu korytarza znajdowały się stare żelazne drzwi oplecione misternymi sieciami pająków. En-ra przeniknął na drugą stronę bez problemu, mimo że niósł kilka masywnych ksiąg. Lian starł pajęczyny z drzwi i przekręcił zardzewiały klucz w zamku. Zamek najwyraźniej był, co jakiś czas oliwiony, ale nawiasy już nie. Dźwięk jaki wydały drzwi obudziłby nawet umarłego.

- Uła… Moje uszy! – zasyczała Anna przechodząc do kolejnego pomieszczenia. Pocierała knykciami swoje uszy nie dowierzając w głupotę konserwatorów. Jak można oliwić tylko zamek? Przecież, jeśli nawiasy odmówią współpracy to nawet najlepiej zakonserwowany mechanizm zamykający w niczym nie pomoże! Złotooki również potarł swoje uszy. Wchodząc do pomieszczenia musiał pochylić głowę, gdyż okazało się być ono niższe niż zakładał na początku.

- Anno, uważaj na głowę. Robi się tu coraz niżej! – powiedział schylając się jeszcze bardziej. Przez ostatnie cztery lata, które polegały głównie na oczekiwaniu na wznowienie turnieju, złotooki urósł. Budda podarował mu prawie dwadzieścia centymetrów wzrostu, z których był naprawdę przeszczęśliwy! Jednak w takich sytuacjach, jak ta obecna, Lian tęsknił za swoim metrem pięćdziesiąt siedem.

Ernest poprowadził parę w labirynt półek, regałów i koszów ze zwojami, aż dotarli do kamiennego stołu z wielką, skórzaną i bardzo starą księgą leżącą na nim.

- Tutaj możecie znaleźć ciekawiące Was informacje. – powiedział wskazując stół. – Proszę Was o używanie rękawiczek, gdyż są to naprawdę stare zapiski.

- Nie martw się o to. Poradzimy sobie. – odparła blondynka zakładając białe, bawełniane rękawiczki leżące przy zwojach.

- Okres nas interesujący zaczyna się w tysiąc-dwu-setnym roku, więc zacznijmy od niego. – Złotooki również ubrał białe rękawiczki i razem z przyjaciółką rozpoczął przeglądanie historycznych zapisków.

*

- YGH! Moje plecy… - Ren westchnął podczas przeciągania się. – Na tą chwilę znalazłem tylko informacje na temat Asakury Hao i jego przyjaciela, który został oddany na nałożnicę Króla Duchów… Nie wiedziałem, że niebieska galaretka robi sobie harem w Dobie. – stwierdził doskonale wiedząc, że zapiski pozostawione przez tego konkretnego kronikarza mają tyle sensu, co kawały Chocolove.

- Teraz już wiemy, dlaczego Hao zaatakował Króla Duchów po raz pierwszy. – odparła z ironią podpierając podbródek na dłoni. – Ja znalazłam wisior, tak jak mówiłeś jest bardzo podobny do tego, który mi opisałeś.

- Naprawdę?! To czemu nic nie mówisz??! – krzyknął przysuwając się krzesłem w stronę dziewczyny. Prawie natychmiast złapał się za żebra. Chyba podczas opętania pękło mu kilka kości…

- Lian, uważaj! – syknęła ściskając chłopaka za bark. - Ech… Spójrz na to i powiedz mi, czy uda ci się to odczytać? – zapytał pokazując pergamin z naprawdę brzydkim charakterem pisma.

- To nie jest po japońsku, ani po chińsku. – szepnął przyglądając się literom. – To chyba francuski...

- Akurat język, którego nie znam. - odparła Anna. - Myślisz, że dostaniemy tu jakiś dobry słownik?

- Znaczy, że w Dobie? Czy w bibliotece? - zapytał przepisując fragment tekstu. Nie miał pewności, co do prawdziwości wpisywanych liter, ale lepszy rydz niż nic.

- Ogólnie. Czy dostaniemy cokolwiek? - zapytała rozwijając kolejny, stary zwój.

- Może tak, może nie. - szepnął zatrzymując się przy znajomych słowach zawartych w tekście. - Fushimi...

- Słucham? Co mówiłeś? - blondynka poderwała gwałtownie głowę, aż przeskoczyło jej coś w karku. - Auć! - rozmasowując sobie tył szyi zajrzała w notatki chłopaka.

- Wszystko dobrze? - zapytał kładąc dłoń na jej karku. Anna przytaknęła i ruchem głowy wskazała na papiery leżące przed złotookim.

- Co znalazłeś?

- Cesarz Fushimi. – powiedział. – Jedyny…

„Masz mój zastąpić wzrok, 
pomocą służyć jej, 
i każdy śledzić krok, 
wspierać w chwili złej…”

Opętanie, któremu ponownie został poddany Lian było zbyt nagłe, aby Anna mogła zareagować. Młodzieniec wygiął się gwałtownie w łuk, a pęd powietrza rozwiał mu włosy tworząc fioletową aureolę wokół jego głowy. Kilka sekund później Anna wpatrywała się w białe oczy, których właścicielka była najwyraźniej rozgniewana.

- Źle szukasz! – zdeformowany warkot wydobył się z gardła chłopaka. Jego twarz była chorobliwie blada i wykrzywiona, jakby co najmniej opętał go żądny krwi demon.

Anna spojrzała na swoje notatki, była pewna, że mają już jakiś punkt zaczepienia, ale… Skierowała swoje spojrzenie na ducha.

- Gdzie mam szukać? Od czego zacząć?!

- Niech usłyszy! On wie! Musi słyszeć! – Całe ciało młodzieńca drżało od złości nieposkromionej duszy. Była zarówno zła, jak i przerażona.

- Jak?! Co mam zrobić, aby usłyszał?? Uszy mam mu umyć?! – Blondynka rozzłościła się, a jednocześnie zalała łzami. Przyłożyła dłonie do twarzy nie wierząc w to, że rozpłakała się w takiej sytuacji.

- Równowaga. Oboje musicie odzyskać równowagę. – wyszeptała patrząc na dziewczynę z czułością. – Nie opieraj się temu, kochanie. Teraz poczujesz siłę większą niż kiedykolwiek wcześniej, Twoje serce będzie jeszcze silniejsze. – Dłoń należąca do młodzieńca, a kierowana przez kobietę pogładziła bardzo delikatnie policzek blondynki. Pełen czułości gest uspokoił młodą medium. Przynajmniej na chwilę…

*

Lian leżał na podłodze z głową na kolanach Anny. Nie wyglądał, aż tak źle jak podczas pierwszego opętania, może to przez brak krwi? Jednak wciąż nie odzyskiwał przytomności.

Anna gładziła rozpuszczone, filetowe włosy z zamyśleniem wpatrując się w woluminy przed sobą. Obok jej nóg leżały wcześniejsze notatki Liana, dotyczące rodziny Asakura.

„Asakura zawsze dochodził do rundy finałowej i zawsze wygrywał walkowerem.”

„Nadawano mu tytuł króla szamanów.”

„Przeciwnik i drugi pretendent do korony w jednym, znikał w niewyjaśnionych okolicznościach tuż przed walką.”

Tak samo było w przypadku walki finałowej Hao Asakury z Seiki Azai. Przyjaciele od dziecięcych lat, z których to Seiki dostał gwiezdne kimono mimo bycia mężczyzną. Wygrana Hao nie była wcale taka pewna, ale Seiki nie pojawił się na arenie. Hao wygrał walkowerem i pełen rozgoryczenia zaczął szukać swego towarzysza. Znalazł tylko mnóstwo krwi w pomieszczeniu zajmowanym przez dziedzica rodu Azai. Kiedy odkrył prawdę dotyczącą losu przyjaciela, oszalał. Znienawidził ludzi, swój ród i wszystkich słabych szamanów.

Blondynka odetchnęła głęboko próbując zapanować nad swoimi emocjami. Asakurowie dochodzili do władzy po trupach, tak jak ród Dao. Tylko ród Dao rozpoczął te praktyki po zdradzie i zgładzeniu prawie całej rodziny. Asakurowie robili to od zawsze, ale nie wszyscy o tym wiedzieli. Najwyraźniej Hao też o tym nie wiedział.

Siedząc i rozmyślając nie zauważyła, że jej korale przestały się delikatnie poruszać. Dopiero, gdy w ogarniającej ciszy rozbrzmiał odgłos pękania szkła, Anna podskoczyła na swoim miejscu. W panice rozejrzała się po pomieszczeniu szukając źródła tego przeszywającego dźwięku. Nie znalazła go. Odruchowo złapała za swoje korale, chcąc się bronić.

- Au! – krzyknęła upuszczając swoje medium. W jej prawą dłoń powbijały się granatowe kawałki szkła tworząc rany, z których popłynęła krew. Dziewczyna strzepała szybkim ruchem krople widząc, że ranki są płytkie. Z zastanowieniem przyjrzała się swoim koralom. Już wcześniej zdarzało się, że szkło pękało, gdy nagromadzone w koralikach foryoku było zbyt duże. Tym razem wszystkie szklaki były całe. Zaniepokojona blondynka spojrzała na największy, a zarazem główny koralik w sznurze.

Emblemat rodu Asakura określający ją jako narzeczoną przyszłej głowy rodu był roztrzaskany.

*

Dziewczyna zamknęła zaczerwienione i napuchnięte oczy. Była zmęczona, głodna i smutna. Bardzo smutna, a co za tym idzie bardzo zawiedziona. Czuła się oszukana.

- I co ja mam teraz zrobić? – szepnęła wzdychając.

- Odciąć się. – usłyszała obok siebie. To Bason zmaterializował się u boku dziewczyny. – Przepraszam, że się wtrącam Pani Anno, ale moim zdaniem to będzie najlepsze wyjście. Ród, do którego chciała Pani dołączyć jako żona jest bezwzględny w swej tajemnicy. Jestem gotów powiedzieć, że bezpieczniejsza byłaby Pani w Chinach w rodzinie Dao. Szczególnie w swym stanie.

Anna spojrzała uważniej na ducha.

- Nie chcę uchodzić za niemądrą, ale Bason, o jakim stanie ty mówisz? – szepnęła płaczliwie. Cały czas duchy insynuowały jej, że będzie matką, ale…

- Jest Pani w stanie błogosławionym, Pani Anno. Żaden lekarz jeszcze tego nie stwierdzi, ale pod Pani sercem rozwija się życie. – odpowiedź wojownika była poważna, a usta ściśnięte w wąską linię dodawały powagi tej rozmowie. – To dziecko jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Szczególnie teraz, gdy zerwano wcześniejsze porozumienie.

- Bason, jeśli wiadomość o… O dziecku, dotrze do Kino i Yohmei to… To, co się ze mną stanie? – zapytała zaciskając dłoń na włosach Liana. Cisza, która zapanowała między nią i duchem była złowroga i nieprzyjemna w całej swej okazałości.

Wyblakłe, brązowe oczy chińskiego generała skupiły się na pliku kartek zapisanych ręką jego młodego mistrza. Nie było na nich nawet połowy tego, czego dowiedzieli się podczas nocnych posiedzeń wśród zakurzonych ksiąg.

Ród Asakura był niebezpieczny, ich krew była niebezpieczna. To dlatego Hao próbował wchłonąć duszę Yoh. Próbował ukrócić zło, które zalęgło się w sercu tego rodu. Zło, które stopniowo zaczęło wkradać się do serca tego leniwego pacyfisty. Zło, które opanuje to bezbronne dziecko, jeśli tego nie przerwą.

- Pani Anno, musi Pani ukryć się, zanim dowiedzą się, że porodzi Pani dziedzica. – powiedział całkowicie pewien swojego zdania. – Każda chwila zwłoki prowadzi do…

- Bason, Anna zrozumiała do czego może to prowadzić, więc nie strasz jej dodatkowo. – Głos Liana znów był zachrypnięty, a podkrążone i przekrwione oczy ledwo się otwierały. Podpierając się na rękach, usiadł w miarę prosto. Dostrzegł swoje notatki na podłodze, a ze słów ducha wywnioskował, że sytuacja, w której się teraz znajdowali była naprawdę nieciekawa.

Podniósł swoje spojrzenie na drżącą dziewczynę. Nie była już posągiem emocjonalnym, teraz wyglądała na normalną, przerażoną nastolatkę, którą naprawdę była w tym momencie. Nie przyszłą Panią rodu Asakura, a dziewczyną z problemami.

- Cześć blondyneczko. – szepnął wyciągając do niej rękę.

- Cześć dryblasie… - wyjąkała mocno ściskając jego dłoń. Czuła się strasznie zagubiona, a obecna sytuacja i wiadomości jakich się dowiedziała rozchwiały ją emocjonalnie. – Właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży, czyż to nie cudownie?

- Byłoby, gdybyś się z tego cieszyła. – odparł przyglądając się jej badawczo.

- Cieszyłabym się, gdybym nie została odrzucona jako narzeczona. – powiedziała pokazując chłopakowi przełamaną pieczęć. – Zrobili to za pomocą foryoku…

Lian uchylił usta będąc w totalnym szoku. Młoda Kyoyama była najlepszą partią w całym Dobie, a taki durny Asakura znieważył ją w najgorszy możliwy sposób. Przecież to jest gorsze od zerwania przez esemesa! Złotooki pokręcił głową jednocześnie wyciągając ramiona do dziewczyny.

- Chodź tu, głupia. Nie udawaj silniejszej niż jesteś. – powiedział przyciągając dziewczynę do siebie. – Płacz. Masz do tego pełne prawo, płacz.

Obejmował ją mocno pozwalając, aby jej łzy moczyły mu już wystarczająco zdewastowaną koszulkę. Zastanawiał się, co może zrobić, aby pomóc, a raczej w jaki sposób to zrobić. Co musiał zrobić, aby ochronić Annę – wiedział. Jak to zrobić, aby nie stworzyć sobie wroga w osobie młodego Asakury? I tu już był mały kłopot. Chomik napędzający wszystkie możliwe zębatki w jego głowie dostał marchewkę z dopalaczami, a druga zawisła tuż nad jego łepkiem zachęcając go do jeszcze szybszego przebierania łapkami po kołowrotku.

- Anno? – zaczął, kiedy dziewczyna zaczęła się uspokajać.

- Ym?? – odpowiedział mu pytający pomruk. Blondynka wolała nie używać jeszcze swojego głosu, gdyż obawiała się niezrozumiałego bełkotu wydobywającego się z jej ust zamiast słów.

- Ja, głowa rodu Dao pragnę Cię zapytać, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz kroczyć u mego boku, jako moja przyjaciółka, powierniczka i pokrewna dusza powiązana czerwoną nicią przeznaczenia. Wysławiając ród Dao, jako Jego kwiat piwonii i jako moja ślubna towarzyszka, a zarazem przyszła Królowa Szamanów. – zapytał zmuszając dziewczynę, aby spojrzała mu w oczy. – Akceptuję Twój stan oraz uznaję Twe dziecko za swoje. Będzie moim pierworodnym potomkiem z wszystkimi korzyściami i zobowiązaniami przynależenia do rodu Dao. Zapewnię Wam ochronę i dostatnie życie z dala od niebezpieczeństwa ze strony rodu Asakura. Jest to obietnica, której dotrzymam nawet po śmierci. Przyrzekam, na ten oto miecz. - powiedział przykładając złożoną Błyskawicę do piersi. 

Dzwoneczki przy mieczu, będące cechą charakterystyczną chińskich rodów wydawały z siebie delikatne, przyjemne dla ucha dźwięki. Foryoku Liana otoczyło dziewczynę złotą aurą formując się w piękny, złoty grzebyk z wygrawerowanym na czerwono kwiatem piwonii, który opadł na jej kolana. 

- Wystarczy, abyś wpięła go w swoje włosy, a zostaniesz uznana jako żona rodu Dao. Decyzja należy do ciebie, blondyneczko. 

C.D.N.

Rinmaru Games
Łapka w górę, kto mnie nienawidzi?! : D
Chyba jestem masochistą, bo się z tego cieszę! : )