Jestem pewna, że niektórzy znienawidzą mnie za tą notkę...
*
Głos chłopaka mimo cichego, spokojnego tonu rozniósł się po pomieszczeniu niczym odgłos gromu. Między regałami zawiał mocny wiatr przyprawiając blondynkę o niezrozumiałe dreszcze. Patrzyła z zachwytem, jak wiatr zmienia się w szybko poruszającą się mgłę, a mgła przybiera ludzkie kształty. Jeden z tych kształtów wzniósł się na wysokość balkonu, na którym się znajdowali, a następnie zawisł tuż przed Lianem.
- Bibliotekarz En-ra z roku 1566. Miło mi Panie Dao, dziś ja będę Panu dostarczał książki. Czego Pan sobie życzy? – Biała zjawa przybrała postać człowieka z maską psa na twarzy. Duch za życia musiał być jakimś wojownikiem ponieważ jego ciało nosiło przeróżne znamiona i szramy, było również dobrze zbudowane. Prawdopodobnie zmarł bardzo młodo.
- Witam Cię, En-ra. Czy mogę mieć dostęp do Spisu Rodów obdarzonych Zdolnościami Paranormalnymi? – Grzeczne przywitanie, grzeczne pytanie. Anna kodowała całą wymianę zdań w swojej głowie, tak na przyszłość.
- Oczywiście Paniczu, już ją szukam. – ukłonił się i poszybował w dół znikając w białej mgle.
- Kiedy wróci? – Dziewczyna stanęła obok młodzieńca wypatrując ducha. – Ta biblioteka jest niesamowita…
- Tak, to prawda. A odpowiadając na Twoje wcześniejsze pytanie… Wróci, gdy tylko znajdzie książkę. Usiądźmy. To może potrwać, a na stoliku jest już herbata dla nas. – powiedział rozsiadając się na fotelu i nalewając herbaty do dwóch kremowych czarek.
***
- Dobrze, na tą chwilę wiemy, że kobiety noszące granatowe kimona ze wzorem gwiazd do roku 1050 naszej ery były pretendentkami do haremu władcy. Współczuję, nie ważne jaki to był zaszczyt, ale być żoną siedemdziesięciolatka? UGH! – Anna zaprzestała zapisywania swoich spostrzeżeń na rzecz silnego wzdrygnięcia, które rozbawiło Liana.
- Niech Panna się nie wzdryga, gdyby było to praktykowane do tej pory to Panna też nosiłaby granatowe kimono. Kiedy urodziłem się w 1533 roku to historie o kobietach w gwiezdnych kimonach były uwieńczeniem marzeń każdej młodej dziewczyny w wiosce. Tak, nawet moja starsza siostra postanowiła pójść do wojska, aby tylko stać się równą Gwiezdnym Panią. – Wspomnienia mężczyzny były skarbnicą wiedzy i informacji pośrednio nakierowujących naszą parkę na dobry trop.
- Dobrze… To, wiemy jakie przeznaczenie mogła mieć ta kobieta. Jednak, czy kobieta mająca już rodzinę mogła stać się pretendentem ubiegającym się o rękę władcy? – Kolejne pytanie wypowiedziane na głos przez złotookiego wywołało poruszenie się kart w księgach.
- Och! To jest niesamowite! – Oczy dziewczyny zamigotały, a na twarzy zagościł uśmiech pełen zachwytu. Ren na tą reakcję delikatnie się uśmiechnął czytając wersy z księgi przed sobą.
- Hm… To jest ciekawe, Anno posłuchaj: „Władca dostanie wszystko, czego sobie zażyczy. Jeśli jest to dziecko, rodzice muszą mu je oddać, jeśli to jest żona mąż musi mu ją oddać, jeśli to jest majątek właściciele muszą mu go oddać, ale władca jest wspaniałomyślny i błogosławi swoich poddanych. Rzeczy należące do władcy są oznaczone jego symbolem. Symbol jest rzeczą świętą i nie podważalną. Odbieranie władcy jego rzeczy prowadzi do zguby odbierającego. Władca nie dzieli się z nikim swoimi rzeczami.” – zamilkł na chwilę, trawiąc przeczytane właśnie słowa. – En-ra, możesz przynieść mi zbiór władców z ich godłami lub pieczęciami? Jest coś takiego w bibliotece? – spytał spoglądając na zamyślonego ducha.
- Jest, oczywiście, że jest… Jednak nie mogę tu tego przynieść, jest zbyt cenne. Musicie zejść ze mną do głównej biblioteki. – powiedział zbierając wcześniej przyniesione woluminy.
- Dobrze. Zrobiłam notatki z naszych znalezisk. – Anna wachlowała się plikiem kilkunastu kartek formatu A4. Jej korale wydawały z siebie delikatnie dźwięki, świadczące o obecności silnej energii duchowej, a największy koralik z emblematem rodu Asakura mienił się w świetle świec na złoto.
- Dużo tego wypisałaś… - zauważył duch.
- No tak, każdy szczegół może być ważny. – odparła schodząc u boku Rena po krętych, kamiennych schodkach. Przeszli kilka kondygnacji w dół i na parterze ruszyli wykutym w skale korytarzem. Pochodnie oświetlające drogę nadawały miejscu mrocznego uroku, który przypadł do gustu zarówno Annie, jak i Renowi. Na końcu korytarza znajdowały się stare żelazne drzwi oplecione misternymi sieciami pająków. En-ra przeniknął na drugą stronę bez problemu, mimo że niósł kilka masywnych ksiąg. Lian starł pajęczyny z drzwi i przekręcił zardzewiały klucz w zamku. Zamek najwyraźniej był, co jakiś czas oliwiony, ale nawiasy już nie. Dźwięk jaki wydały drzwi obudziłby nawet umarłego.
- Uła… Moje uszy! – zasyczała Anna przechodząc do kolejnego pomieszczenia. Pocierała knykciami swoje uszy nie dowierzając w głupotę konserwatorów. Jak można oliwić tylko zamek? Przecież, jeśli nawiasy odmówią współpracy to nawet najlepiej zakonserwowany mechanizm zamykający w niczym nie pomoże! Złotooki również potarł swoje uszy. Wchodząc do pomieszczenia musiał pochylić głowę, gdyż okazało się być ono niższe niż zakładał na początku.
- Anno, uważaj na głowę. Robi się tu coraz niżej! – powiedział schylając się jeszcze bardziej. Przez ostatnie cztery lata, które polegały głównie na oczekiwaniu na wznowienie turnieju, złotooki urósł. Budda podarował mu prawie dwadzieścia centymetrów wzrostu, z których był naprawdę przeszczęśliwy! Jednak w takich sytuacjach, jak ta obecna, Lian tęsknił za swoim metrem pięćdziesiąt siedem.
Ernest poprowadził parę w labirynt półek, regałów i koszów ze zwojami, aż dotarli do kamiennego stołu z wielką, skórzaną i bardzo starą księgą leżącą na nim.
- Tutaj możecie znaleźć ciekawiące Was informacje. – powiedział wskazując stół. – Proszę Was o używanie rękawiczek, gdyż są to naprawdę stare zapiski.
- Nie martw się o to. Poradzimy sobie. – odparła blondynka zakładając białe, bawełniane rękawiczki leżące przy zwojach.
- Okres nas interesujący zaczyna się w tysiąc-dwu-setnym roku, więc zacznijmy od niego. – Złotooki również ubrał białe rękawiczki i razem z przyjaciółką rozpoczął przeglądanie historycznych zapisków.
*
- Teraz już wiemy, dlaczego Hao zaatakował Króla Duchów po raz pierwszy. – odparła z ironią podpierając podbródek na dłoni. – Ja znalazłam wisior, tak jak mówiłeś jest bardzo podobny do tego, który mi opisałeś.
- Naprawdę?! To czemu nic nie mówisz??! – krzyknął przysuwając się krzesłem w stronę dziewczyny. Prawie natychmiast złapał się za żebra. Chyba podczas opętania pękło mu kilka kości…
- Lian, uważaj! – syknęła ściskając chłopaka za bark. - Ech… Spójrz na to i powiedz mi, czy uda ci się to odczytać? – zapytał pokazując pergamin z naprawdę brzydkim charakterem pisma.
- To nie jest po japońsku, ani po chińsku. – szepnął przyglądając się literom. – To chyba francuski...
- Akurat język, którego nie znam. - odparła Anna. - Myślisz, że dostaniemy tu jakiś dobry słownik?
- Znaczy, że w Dobie? Czy w bibliotece? - zapytał przepisując fragment tekstu. Nie miał pewności, co do prawdziwości wpisywanych liter, ale lepszy rydz niż nic.
- Ogólnie. Czy dostaniemy cokolwiek? - zapytała rozwijając kolejny, stary zwój.
- Może tak, może nie. - szepnął zatrzymując się przy znajomych słowach zawartych w tekście. - Fushimi...
- Słucham? Co mówiłeś? - blondynka poderwała gwałtownie głowę, aż przeskoczyło jej coś w karku. - Auć! - rozmasowując sobie tył szyi zajrzała w notatki chłopaka.
- Wszystko dobrze? - zapytał kładąc dłoń na jej karku. Anna przytaknęła i ruchem głowy wskazała na papiery leżące przed złotookim.
- Co znalazłeś?
- Cesarz Fushimi. – powiedział. – Jedyny…
„Masz mój zastąpić wzrok,
pomocą służyć jej,
i każdy śledzić krok,
wspierać w chwili złej…”
Opętanie, któremu ponownie został poddany Lian było zbyt nagłe, aby Anna mogła zareagować. Młodzieniec wygiął się gwałtownie w łuk, a pęd powietrza rozwiał mu włosy tworząc fioletową aureolę wokół jego głowy. Kilka sekund później Anna wpatrywała się w białe oczy, których właścicielka była najwyraźniej rozgniewana.
- Źle szukasz! – zdeformowany warkot wydobył się z gardła chłopaka. Jego twarz była chorobliwie blada i wykrzywiona, jakby co najmniej opętał go żądny krwi demon.
Anna spojrzała na swoje notatki, była pewna, że mają już jakiś punkt zaczepienia, ale… Skierowała swoje spojrzenie na ducha.
- Gdzie mam szukać? Od czego zacząć?!
- Niech usłyszy! On wie! Musi słyszeć! – Całe ciało młodzieńca drżało od złości nieposkromionej duszy. Była zarówno zła, jak i przerażona.
- Jak?! Co mam zrobić, aby usłyszał?? Uszy mam mu umyć?! – Blondynka rozzłościła się, a jednocześnie zalała łzami. Przyłożyła dłonie do twarzy nie wierząc w to, że rozpłakała się w takiej sytuacji.
- Równowaga. Oboje musicie odzyskać równowagę. – wyszeptała patrząc na dziewczynę z czułością. – Nie opieraj się temu, kochanie. Teraz poczujesz siłę większą niż kiedykolwiek wcześniej, Twoje serce będzie jeszcze silniejsze. – Dłoń należąca do młodzieńca, a kierowana przez kobietę pogładziła bardzo delikatnie policzek blondynki. Pełen czułości gest uspokoił młodą medium. Przynajmniej na chwilę…
*
Lian leżał na podłodze z głową na kolanach Anny. Nie wyglądał, aż tak źle jak podczas pierwszego opętania, może to przez brak krwi? Jednak wciąż nie odzyskiwał przytomności.
Anna gładziła rozpuszczone, filetowe włosy z zamyśleniem wpatrując się w woluminy przed sobą. Obok jej nóg leżały wcześniejsze notatki Liana, dotyczące rodziny Asakura.
„Asakura zawsze dochodził do rundy finałowej i zawsze wygrywał walkowerem.”
„Nadawano mu tytuł króla szamanów.”
„Przeciwnik i drugi pretendent do korony w jednym, znikał w niewyjaśnionych okolicznościach tuż przed walką.”
Tak samo było w przypadku walki finałowej Hao Asakury z Seiki Azai. Przyjaciele od dziecięcych lat, z których to Seiki dostał gwiezdne kimono mimo bycia mężczyzną. Wygrana Hao nie była wcale taka pewna, ale Seiki nie pojawił się na arenie. Hao wygrał walkowerem i pełen rozgoryczenia zaczął szukać swego towarzysza. Znalazł tylko mnóstwo krwi w pomieszczeniu zajmowanym przez dziedzica rodu Azai. Kiedy odkrył prawdę dotyczącą losu przyjaciela, oszalał. Znienawidził ludzi, swój ród i wszystkich słabych szamanów.
Blondynka odetchnęła głęboko próbując zapanować nad swoimi emocjami. Asakurowie dochodzili do władzy po trupach, tak jak ród Dao. Tylko ród Dao rozpoczął te praktyki po zdradzie i zgładzeniu prawie całej rodziny. Asakurowie robili to od zawsze, ale nie wszyscy o tym wiedzieli. Najwyraźniej Hao też o tym nie wiedział.
Siedząc i rozmyślając nie zauważyła, że jej korale przestały się delikatnie poruszać. Dopiero, gdy w ogarniającej ciszy rozbrzmiał odgłos pękania szkła, Anna podskoczyła na swoim miejscu. W panice rozejrzała się po pomieszczeniu szukając źródła tego przeszywającego dźwięku. Nie znalazła go. Odruchowo złapała za swoje korale, chcąc się bronić.
- Au! – krzyknęła upuszczając swoje medium. W jej prawą dłoń powbijały się granatowe kawałki szkła tworząc rany, z których popłynęła krew. Dziewczyna strzepała szybkim ruchem krople widząc, że ranki są płytkie. Z zastanowieniem przyjrzała się swoim koralom. Już wcześniej zdarzało się, że szkło pękało, gdy nagromadzone w koralikach foryoku było zbyt duże. Tym razem wszystkie szklaki były całe. Zaniepokojona blondynka spojrzała na największy, a zarazem główny koralik w sznurze.
Emblemat rodu Asakura określający ją jako narzeczoną przyszłej głowy rodu był roztrzaskany.
*
Dziewczyna zamknęła zaczerwienione i napuchnięte oczy. Była zmęczona, głodna i smutna. Bardzo smutna, a co za tym idzie bardzo zawiedziona. Czuła się oszukana.
- I co ja mam teraz zrobić? – szepnęła wzdychając.
- Odciąć się. – usłyszała obok siebie. To Bason zmaterializował się u boku dziewczyny. – Przepraszam, że się wtrącam Pani Anno, ale moim zdaniem to będzie najlepsze wyjście. Ród, do którego chciała Pani dołączyć jako żona jest bezwzględny w swej tajemnicy. Jestem gotów powiedzieć, że bezpieczniejsza byłaby Pani w Chinach w rodzinie Dao. Szczególnie w swym stanie.
Anna spojrzała uważniej na ducha.
- Nie chcę uchodzić za niemądrą, ale Bason, o jakim stanie ty mówisz? – szepnęła płaczliwie. Cały czas duchy insynuowały jej, że będzie matką, ale…
- Jest Pani w stanie błogosławionym, Pani Anno. Żaden lekarz jeszcze tego nie stwierdzi, ale pod Pani sercem rozwija się życie. – odpowiedź wojownika była poważna, a usta ściśnięte w wąską linię dodawały powagi tej rozmowie. – To dziecko jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Szczególnie teraz, gdy zerwano wcześniejsze porozumienie.
- Bason, jeśli wiadomość o… O dziecku, dotrze do Kino i Yohmei to… To, co się ze mną stanie? – zapytała zaciskając dłoń na włosach Liana. Cisza, która zapanowała między nią i duchem była złowroga i nieprzyjemna w całej swej okazałości.
Wyblakłe, brązowe oczy chińskiego generała skupiły się na pliku kartek zapisanych ręką jego młodego mistrza. Nie było na nich nawet połowy tego, czego dowiedzieli się podczas nocnych posiedzeń wśród zakurzonych ksiąg.
Ród Asakura był niebezpieczny, ich krew była niebezpieczna. To dlatego Hao próbował wchłonąć duszę Yoh. Próbował ukrócić zło, które zalęgło się w sercu tego rodu. Zło, które stopniowo zaczęło wkradać się do serca tego leniwego pacyfisty. Zło, które opanuje to bezbronne dziecko, jeśli tego nie przerwą.
- Pani Anno, musi Pani ukryć się, zanim dowiedzą się, że porodzi Pani dziedzica. – powiedział całkowicie pewien swojego zdania. – Każda chwila zwłoki prowadzi do…
- Bason, Anna zrozumiała do czego może to prowadzić, więc nie strasz jej dodatkowo. – Głos Liana znów był zachrypnięty, a podkrążone i przekrwione oczy ledwo się otwierały. Podpierając się na rękach, usiadł w miarę prosto. Dostrzegł swoje notatki na podłodze, a ze słów ducha wywnioskował, że sytuacja, w której się teraz znajdowali była naprawdę nieciekawa.
Podniósł swoje spojrzenie na drżącą dziewczynę. Nie była już posągiem emocjonalnym, teraz wyglądała na normalną, przerażoną nastolatkę, którą naprawdę była w tym momencie. Nie przyszłą Panią rodu Asakura, a dziewczyną z problemami.
- Cześć blondyneczko. – szepnął wyciągając do niej rękę.
- Cześć dryblasie… - wyjąkała mocno ściskając jego dłoń. Czuła się strasznie zagubiona, a obecna sytuacja i wiadomości jakich się dowiedziała rozchwiały ją emocjonalnie. – Właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży, czyż to nie cudownie?
- Byłoby, gdybyś się z tego cieszyła. – odparł przyglądając się jej badawczo.
- Cieszyłabym się, gdybym nie została odrzucona jako narzeczona. – powiedziała pokazując chłopakowi przełamaną pieczęć. – Zrobili to za pomocą foryoku…
Lian uchylił usta będąc w totalnym szoku. Młoda Kyoyama była najlepszą partią w całym Dobie, a taki durny Asakura znieważył ją w najgorszy możliwy sposób. Przecież to jest gorsze od zerwania przez esemesa! Złotooki pokręcił głową jednocześnie wyciągając ramiona do dziewczyny.
- Chodź tu, głupia. Nie udawaj silniejszej niż jesteś. – powiedział przyciągając dziewczynę do siebie. – Płacz. Masz do tego pełne prawo, płacz.
Obejmował ją mocno pozwalając, aby jej łzy moczyły mu już wystarczająco zdewastowaną koszulkę. Zastanawiał się, co może zrobić, aby pomóc, a raczej w jaki sposób to zrobić. Co musiał zrobić, aby ochronić Annę – wiedział. Jak to zrobić, aby nie stworzyć sobie wroga w osobie młodego Asakury? I tu już był mały kłopot. Chomik napędzający wszystkie możliwe zębatki w jego głowie dostał marchewkę z dopalaczami, a druga zawisła tuż nad jego łepkiem zachęcając go do jeszcze szybszego przebierania łapkami po kołowrotku.
- Anno? – zaczął, kiedy dziewczyna zaczęła się uspokajać.
- Ym?? – odpowiedział mu pytający pomruk. Blondynka wolała nie używać jeszcze swojego głosu, gdyż obawiała się niezrozumiałego bełkotu wydobywającego się z jej ust zamiast słów.
- Ja, głowa rodu Dao pragnę Cię zapytać, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz kroczyć u mego boku, jako moja przyjaciółka, powierniczka i pokrewna dusza powiązana czerwoną nicią przeznaczenia. Wysławiając ród Dao, jako Jego kwiat piwonii i jako moja ślubna towarzyszka, a zarazem przyszła Królowa Szamanów. – zapytał zmuszając dziewczynę, aby spojrzała mu w oczy. – Akceptuję Twój stan oraz uznaję Twe dziecko za swoje. Będzie moim pierworodnym potomkiem z wszystkimi korzyściami i zobowiązaniami przynależenia do rodu Dao. Zapewnię Wam ochronę i dostatnie życie z dala od niebezpieczeństwa ze strony rodu Asakura. Jest to obietnica, której dotrzymam nawet po śmierci. Przyrzekam, na ten oto miecz. - powiedział przykładając złożoną Błyskawicę do piersi.
Dzwoneczki przy mieczu, będące cechą charakterystyczną chińskich rodów wydawały z siebie delikatne, przyjemne dla ucha dźwięki. Foryoku Liana otoczyło dziewczynę złotą aurą formując się w piękny, złoty grzebyk z wygrawerowanym na czerwono kwiatem piwonii, który opadł na jej kolana.
- Wystarczy, abyś wpięła go w swoje włosy, a zostaniesz uznana jako żona rodu Dao. Decyzja należy do ciebie, blondyneczko.
Łapka w górę, kto mnie nienawidzi?! : D
Chyba jestem masochistą, bo się z tego cieszę! : )
Chyba jestem masochistą, bo się z tego cieszę! : )
Pierwszy :V
OdpowiedzUsuńNiezłe rozkminy masz, apropos Hao i rodziny Asakura. Tylko trochę Anna za uległa się wydaje, ale to tam szczegół. I romansidło się zrobiło xD Ale i tak nie pasują do siebie według mnie ;/
Czy Cię nienawidzę? Nie, to Twoje fanfiction, to Ty sobie parujesz postaci, wszystko zależy od Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńNie powiem, średnio mi na rękę robienie z Asakurów rodu przesiąkniętego złem do szpiku kości, zwłaszcza że Yoh na takiego nie wygląda... A przy okazji Hao wyszedł na tego dobrego (tu akurat mi się mordka cieszy ^^"), chociaż zazwyczaj zamysł opowiadań jest w tę drugą mańkę. :D No ale, Twoja wyobraźnia, a ja szanuję cudze pomysły, bo to nie moja broszka mieszać się w fabułę nieswojego opowiadania. xD
Cóż, może i lekko zawiało romansidłem, ale czasami lubię o takich rzeczach poczytać. ^^
Czekam na kontynuację. :D
P.S. Zdziwiona, że Cię nie zlinczowałam za ten nietypowy paring? XD